fbpx
Wikipedia commons
Henryk Woźniakowski

Czytajmy hasła wyborcze!

Wśród kampanijnych narzędzi niebłahą rolę odgrywają hasła wyborcze. Czego dowiadujemy się z nich o kandydatach na prezydenta? Przyjrzyjmy się im tuż przed zbliżającą się pierwszą turą wyborów.

Hasło wyborcze może być streszczeniem lub podsumowaniem programu, ekspozycją wartości, jakie kandydat obiecuje praktykować, autocharakterystyką. Często stara się wszystkie te funkcje spełniać jednocześnie. Hasło zatem perswadując i mobilizując mówi nam coś o kandydacie. I choć to, co nam mówi jest, rzecz jasna, wyrazem tego, co kandydat i jego sztab chcą nam pokazać, żeby osiągnąć zamierzony cel, to jednak dobre hasło nie może się całkiem rozmijać z rzeczywistością. Musi – w różnych wymiarach – do kandydata „pasować”, w przeciwnym bowiem razie wyborcy szybko wyczują fałsz i hasło stanie się przeciwskuteczne. To jest zasada haseł czy sloganów używanych w każdym rodzaju marketingu: czy mamy do czynienia z jednozdaniowym wyrazem misji firmy czy ze sloganem reklamowym czy wreszcie z hasłem wyborczym – musi się w nim zawierać stosowna doza prawdy w odniesieniu do promowanej instytucji, towaru lub osoby.

Warto więc pod tym kątem spojrzeć na hasła wyborcze w obecnej kampanii. Czego dowiadujemy się z nich o kandydatach, ich osobach, wizjach i zamiarach? Proponuję rzut oka na hasła sześciu pretendentów, których wynik na kilka dni przed wyborami przekracza poziom błędu statystycznego, w kolejności zajmowanej obecnie w tym wyścigu.

Andrzej Duda zaleca się wyborcom jako „Prezydent polskich spraw”. Hasło to ma umiarkowany ładunek treściowy, nie wiemy bowiem, jakie to sprawy są szczególnie polskie. Ale niewątpliwie przystaje dobrze do kandydata, adresowane jest do tej grupy wyborców, która nie chce, żeby nam tu ktokolwiek „w obcych językach” narzucał, jaki mamy mieć ustrój, sądy czy inne porządki.

Tu jest Polska, a nie jakaś „wyobrażona wspólnota” (w rozumieniu Andrzeja Dudy, a nie Benedicta Andersona). Polska jest nasza i ma swoje sprawy.

Równie dobrze to hasło mogłoby bowiem brzmieć: „Prezydent naszych spraw”, gdyby nie to, że odbyłoby się to zbyt wysokim kosztem rezygnacji z przymiotnika „polskich”. Jednak skojarzenie z naszością, swojskością, swojską odrębnością narzuca się i zapewne o to szło autorom. Jednym słowem – Andrzej Duda jest swojakiem, który jak nikt rozumie nasze problemy, wie, o co nam chodzi, nie słucha zewnętrznych podszeptów ani sugestii. Przez skojarzenie z naczelnym hasłem tak zwanego patriotyzmu ekonomicznego „dobre, bo polskie” sufluje się też, że Duda jest prezydentem dobrych spraw. Dobrych, bo polskich, polskich – bo dobrych.

Hasło głównego konkurenta Dudy, Rafała Trzaskowskiego, brzmi „Silny prezydent – wspólna Polska”. W przeciwieństwie do poprzednika – i do haseł większości kandydatów do prezydentury – to hasło zawiera zdecydowanie więcej treści, sugeruje bowiem konkretny sposób sprawowania urzędu i określony kształt Polski jako zbiorowości obywateli. Silny prezydent to prezydent niezależny od zaplecza partyjnego, traktujący poważnie swoje obowiązki konstytucyjne, a w szczególności te wynikające z faktu, że jest „najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej”. Nie swego stronnictwa ani jego lidera, ani własnych idiosynkrazji ideowych czy personalnych, ale właśnie „Rzeczypospolitej Polskiej”. Rzeczypospolitej, a więc bytu zbiorowego i historycznego, którego dobro wymaga rozeznania i wzięcia pod uwagę zarówno wielości interesów oraz postaw dzisiejszych, jak i zobowiązań płynących z historii, a także wyzwań rysujących się w przyszłości. Jest prawdą nieomal tautologiczną, że tylko w takim znaczeniu silny prezydent może być rzeczywistym architektem i zwornikiem wspólnoty godnej tego miana. Wszelka prezydentura słaba, zależna, partyjna z istoty swej staje się źródłem podziałów, wykluczeń, kategoryzowania obywateli na lepszych i gorszych. Hasło to cechuje się zatem spójnością, orientacją na zmianę sytuacji, która przez co najmniej połowę Polaków odczuwana jest jako dotkliwa (słaby prezydent – podzielona Polska) i wyraża pewien pożądany przez wielu stan rzeczy, rysujący się jako osiągalny cel. To hasło również zdaje się dobrze przystawać do osoby kandydata, jego zdecydowania, doświadczenia politycznego i umiejętności budowania kapitału społecznego, którym dał wyraz w swojej dotychczasowej karierze politycznej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się