Arkadiusz Gruszczyński: Jesteś współautorem najbardziej znienawidzonego ostatnio logo Warszawskiego Transportu Publicznego. Jak się z tym czujesz?
Marian Misiak: Cytując wrocławskiego klasyka zespół Hurt: „Czuję się świetnie i mam depresję”.
Warto dodać, szczególnie dla niezainteresowanych życiem Warszawy, że wasz projekt to wpisana w okrąg czerwona litera „t” z syrenim ogonem. Jak powstawał ten projekt?
Pracowałem nad nim wspólnie z zespołem Type2, czyli z Rafałem Benedekiem i Filipem Zagórskim. Motywacją do wzięcia udziału w konkursie była wiara, że nowe logo uporządkuje chaos komunikacyjny warszawskiego transportu. W zamyśle miało ono zastąpić (a może też wchłonąć) dotychczasowe znaki. To podejście wydawało nam się właściwie. Tymczasem wdrożenie projektu okazało się drogą na skróty – stąd depresja.
Co masz na myśli?
Wprowadzenie znaku nie pociągnęło za sobą wspomnianej zmiany wielu symboli poprzez jeden czytelny gest. Chcieliśmy, żeby wdrożenie nowego logotypu było poprzedzone konkretnym planem zastąpienia poprzednich znaków. Mam nadzieję jednak, że zaprojektowanie logotypu to nie koniec zmian.
Wydaje mi się, że kiedy opadły emocje, warszawiacy polubili ten logotyp.
Mam nadzieję! I jeśli to prawda, to nie byłoby w tym nic dziwnego. Grafika użytkowa, która nie jest przezroczysta, zazwyczaj wzbudza emocje. Przy okazji każdej większej zmiany logotypu najpierw są burza, hejt i groźne buźki na Facebooku. A chwilę później ludzie nie pamiętają już o poprzednim znaku. Ta cała dyskusja w mediach społecznościowych doskonale odsłania powtarzający się paradoks: Polacy znają się na wszystkim, a szczególnie na projektowaniu graficznym. W konsekwencji dostajemy wsobną debatę na bardzo niskim poziomie. I jest to chyba jedyny temat z dziedziny grafiki, który porusza dyskutujących.
Z czego to wynika?
Znaki graficzne są pozornie proste, więc łatwo się wypowiadać na ich temat. Poziom dyskusji zazwyczaj pokazuje jednak niezrozumienie tej dziedziny. Komentarze sprowadzają się do pytań: czy ładne?, czy brzydkie?, z czego „zerżnięte”?, ile pieniędzy wziął za to projektant?. Trudno zatem mówić o merytorycznej rozmowie. Obecnie rzadko zamawia się jedynie znaki, raczej chodzi o rozbudowane systemy identyfikujące instytucję, produkt itp.
Trzeba wziąć także pod uwagę stan przestrzeni publicznej w Polsce, który wciąż jest tragiczny.
W szkołach nadal nie porusza się kwestii, takich jak ład przestrzenny, przestrzeń wspólna czy odpowiedzialność za nią. To pole jest ogromnie zaniedbane!
Wizualny smog, z którym mamy do czynienia, jest jeszcze gorszy niż ten w powietrzu – nie można od niego odetchnąć, gdyż nie pojawia się sezonowo, towarzyszy nam cały czas.