fbpx
© Copyright Walter Baxter and licensed for reuse under Creative Commons Licence.
Marek Blaza SJ wrzesień 2017

Dać przestrzeń w Kościele

Czy związek homoseksualny jako całość, en bloc, jest czymś złym? Gdyby tak było, to przyjaźń dwóch mężczyzn i dwóch kobiet też można by uważać za grzech.

Artykuł z numeru

Wiara bez uprzedzeń. Homoseksualność a Kościół

Wiara bez uprzedzeń. Homoseksualność a Kościół

W Polsce największy problem polega na braku oficjalnego dusz­pasterstwa osób homoseksualnych (istnieje np. duszpasterstwo dla heteroseksualnych związków nie­sakramentalnych). Nie tylko osoby homoseksualne, ale i ich dusz­pasterze boją się napiętnowania. W Kościele polskim w praktyce nie rozróżnia się grzechu od grzesz­nika. Innymi słowy, duszpasterz osób homoseksualnych traktowany jest nieraz tak, jakby popierał i pro­mował te postawy, a to tak jakby zarzucić obrońcy, że skoro broni mordercy w sądzie, to znaczy, że popiera zabijanie ludzi.

Inny ważny problem polega na tym, że homoseksualiści trak­towani są jak osoby zboczone, dewianci . Dlatego więc o ile jeszcze można tolerować duszpa­sterstwo osób żyjących w hetero­seksualnych związkach niesakra­mentalnych, o tyle nie toleruje się związków homoseksualnych. Za każdym razem trzeba przypominać, że sama skłonność homoseksualna nie jest jeszcze grzechem. Ponadto panuje przekonanie, że jest ona zawsze nabyta, a nigdy nie wrodzona. Innymi słowy, gdyby ta teza była prawdziwa, to oznaczałoby, że z homoseksualizmu można osobę „wyleczyć”. Jednak samo takie zało­żenie jest nieuzasadnione. Wiele bowiem wskazuje na to, że choć nie znaleziono dotychczas genu odpowiedzialnego za skłonności homoseksualne, to ta tendencja nie musi być ukształtowana przez środowisko zewnętrzne. Skłonność homoseksualna lub biseksualna może mieć swoje źródło w prena­talnym rozwijaniu się płodu ludz­kiego. A na ten rozwój przecież ani matka, ani płód nie mają bezpo­średniego wpływu.

Dlatego też związki homo­seksualne są traktowane jako sprzeczne z naturą (dewiacja), a związki heteroseksualne, nawet jeśli są grzeszne, to jednak są „zgodne z naturą”. Stąd „można zro­zumieć” tych, którzy żyją w takich związkach, w przeciwieństwie do tych, którzy żyją w związkach homoseksualnych. Te ostatnie są „absolutnie nie do zaakceptowania”.

Innym problemem polskiego Kościoła jest moralizatorstwo. Za dużo z ambony mówi się o aborcji, homoseksualizmie, eutanazji, rozwodnikach, a za mało o Ewangelii. W odniesieniu do osób homoseksualnych panuje raczej postawa wykluczania niż włączania. Zasłaniając się dok­tryną, zamiast pomóc osobie homoseksualnej, raczej skazuje się ją na wykluczenie. Kościół nie­jako daje jej do zrozumienia, że nie ma w nim czego szukać. W ten sposób sam przyczynia się do antyklerykalnego i antykościel­nego, agresywnego nieraz nasta­wienia osób homoseksualnych. Część z nich nie daje się jednak wyrzucić z Kościoła katolickiego (np. działacze organizacji Wiara i Tęcza). Inni wpadają „w objęcia” wspólnot chrześcijańskich spe­cjalnie stworzonych dla osób LGBT (np. Wolny Kościół Reformowany Szymona Niemca).

Moje nastawienie do osób homoseksualnych niewiele się zmieniło. W domu byłem uczony, że najważniejsze jest to, co czło­wiek sobą reprezentuje (kom­petencja, uczciwość, szczerość), a nie to, do jakiej nacji należy albo z kim śpi. Pochodzę ze Śląska i najbardziej piętnowane w moim rodzinnym środowisku było krę­tactwo, oszustwo, bumelanctwo.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się