W Polsce największy problem polega na braku oficjalnego duszpasterstwa osób homoseksualnych (istnieje np. duszpasterstwo dla heteroseksualnych związków niesakramentalnych). Nie tylko osoby homoseksualne, ale i ich duszpasterze boją się napiętnowania. W Kościele polskim w praktyce nie rozróżnia się grzechu od grzesznika. Innymi słowy, duszpasterz osób homoseksualnych traktowany jest nieraz tak, jakby popierał i promował te postawy, a to tak jakby zarzucić obrońcy, że skoro broni mordercy w sądzie, to znaczy, że popiera zabijanie ludzi.
Inny ważny problem polega na tym, że homoseksualiści traktowani są jak osoby zboczone, dewianci . Dlatego więc o ile jeszcze można tolerować duszpasterstwo osób żyjących w heteroseksualnych związkach niesakramentalnych, o tyle nie toleruje się związków homoseksualnych. Za każdym razem trzeba przypominać, że sama skłonność homoseksualna nie jest jeszcze grzechem. Ponadto panuje przekonanie, że jest ona zawsze nabyta, a nigdy nie wrodzona. Innymi słowy, gdyby ta teza była prawdziwa, to oznaczałoby, że z homoseksualizmu można osobę „wyleczyć”. Jednak samo takie założenie jest nieuzasadnione. Wiele bowiem wskazuje na to, że choć nie znaleziono dotychczas genu odpowiedzialnego za skłonności homoseksualne, to ta tendencja nie musi być ukształtowana przez środowisko zewnętrzne. Skłonność homoseksualna lub biseksualna może mieć swoje źródło w prenatalnym rozwijaniu się płodu ludzkiego. A na ten rozwój przecież ani matka, ani płód nie mają bezpośredniego wpływu.
Dlatego też związki homoseksualne są traktowane jako sprzeczne z naturą (dewiacja), a związki heteroseksualne, nawet jeśli są grzeszne, to jednak są „zgodne z naturą”. Stąd „można zrozumieć” tych, którzy żyją w takich związkach, w przeciwieństwie do tych, którzy żyją w związkach homoseksualnych. Te ostatnie są „absolutnie nie do zaakceptowania”.
Innym problemem polskiego Kościoła jest moralizatorstwo. Za dużo z ambony mówi się o aborcji, homoseksualizmie, eutanazji, rozwodnikach, a za mało o Ewangelii. W odniesieniu do osób homoseksualnych panuje raczej postawa wykluczania niż włączania. Zasłaniając się doktryną, zamiast pomóc osobie homoseksualnej, raczej skazuje się ją na wykluczenie. Kościół niejako daje jej do zrozumienia, że nie ma w nim czego szukać. W ten sposób sam przyczynia się do antyklerykalnego i antykościelnego, agresywnego nieraz nastawienia osób homoseksualnych. Część z nich nie daje się jednak wyrzucić z Kościoła katolickiego (np. działacze organizacji Wiara i Tęcza). Inni wpadają „w objęcia” wspólnot chrześcijańskich specjalnie stworzonych dla osób LGBT (np. Wolny Kościół Reformowany Szymona Niemca).
Moje nastawienie do osób homoseksualnych niewiele się zmieniło. W domu byłem uczony, że najważniejsze jest to, co człowiek sobą reprezentuje (kompetencja, uczciwość, szczerość), a nie to, do jakiej nacji należy albo z kim śpi. Pochodzę ze Śląska i najbardziej piętnowane w moim rodzinnym środowisku było krętactwo, oszustwo, bumelanctwo.