Dostrzegam wiele cech wspólnych między zmarłym w listopadzie 2019 r. bp. Bronisławem Dembowskim a Karolem Wojtyłą. Obaj byli intelektualistami wysokiej próby, ludźmi w dużym stopniu uformowanymi przez „Tygodnik Powszechny”, przedstawicielami Kościoła rozumiejącego wagę dialogu z niewierzącymi, wreszcie księżmi (biskupami!) poważnie traktującymi swoje relacje ze świeckimi. A jednocześnie – przy tak głębokim przywiązaniu do myślenia i mądrych lektur – obaj doceniali tzw. religijność ludową i nie przekreślali czynnika emocjonalnego obecnego w doświadczeniu religijnym.
Skoro o porównaniach mowa: powszechna jest pamięć o tym, że Wojtyła pływał kajakiem, mało kto jednak wie, że Dembowski był zapalonym żeglarzem, posiadaczem patentu jachtowego sternika morskiego.
Bronisław Dembowski należał do pokolenia o kilka lat młodszego od papieża: urodził się w 1927 r. w Komorowie, na Mazowszu. W wieku dziesięciu lat stracił ojca, a wkrótce potem (w 1942) jego matka zginęła w Ravensbrück. Jako 16-latek został żołnierzem AK; brał udział w powstaniu warszawskim. Po wojnie studiował filozofię na UW i pracował jako wychowawca w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach.
Do seminarium wstąpił już po studiach (przyjęto go od razu na trzeci rok); święcenia otrzymał w 1953 r. Jego kapłańskie życie z jednej strony naznaczyła praca naukowa (został profesorem filozofii, wykładowcą ATK), z drugiej zaś – praca wśród niewidomych i duszpasterzowanie warszawskiej inteligencji.
O tym ostatnim aspekcie jego aktywności warto napisać coś więcej. Przez blisko cztery dekady ks. Dembowski pełnił funkcję kapelana stołecznego Klubu Inteligencji Katolickiej i rektora niezwykle ważnego dla tego środowiska kościoła pw. św. Marcina, o którym Ewa Berberyusz pisała, że jego tradycję stanowiło szybkie reagowanie na ludzką krzywdę. To właśnie tu w 1977 r. odbyła się głodówka na rzecz uwolnienia aresztowanych robotników i działaczy KOR-u, a w stanie wojennym działał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności.
Rektor kościoła św. Marcina angażował się również głęboko w ekumenizm i dialog z niewierzącymi. Wierzył, że „będziemy [przez Boga] sądzeni nie za to, czy się modlimy (…), tylko według tego, czy jesteśmy dobrzy”.
Z szacunkiem dla niewierzących (i wiedzą o zgorszeniu, którego źródłem może być Kościół) zetknął się już w domu rodzinnym: obaj jego dziadkowie odeszli z Kościoła, rodzice działali w PPS-ie, ojciec do końca życia był agnostykiem, matka nawróciła się pod wpływem legendarnego ks. Korniłowicza.
Pomimo takiej przeszłości (dodajmy, że Dembowski – z ramienia Kościoła – uczestniczył w kontestowanych dziś obradach Okrągłego Stołu) został w 1992 r. mianowany biskupem włocławskim. Jednego z pierwszych wywiadów udzielił wówczas „Gazecie Wyborczej”, choć – już wtedy! – wielu uważało ją za pismo wrogie Kościołowi.