Co więcej, w miarę upływania czasu wcale pytań nie ubywa. To właśnie tą okładką i tym, co jest w środku, „Znak” postanowił uczcić upływanie czasu. Każda okazja jest dobra, by zrobić rachunek sumienia. Dziękuję Redakcji „Znaku”, że mi tę okazję stworzyła. I za to, że stworzyła ją pod hasłem „Pytania”.
„Pytania” pojawiają się także w środku numeru. Znajduje się tam dział pt. Moje pytania do ks. Hellera. Ankieta. W ankiecie bierze udział trzech autorów: ks. Eligiusz Piotrowski (teolog), prof. Jan Woleński (filozof) i prof. Tomasz Szarek (matematyk). Wprawdzie tylko trzeci z nich postawił mi wprost parę pytań, ale i teksty pozostałych dwu autorów prowokują do kilku refleksji. Zacznę po kolei, od teologa.
Pierwszy raz dyskutuję z teologiem
Ks. Piotrowski już na wstępie zaznacza, że jego refleksje na temat moich poglądów teologicznych „będą dotyczyć kwestii fundamentalnych, kilku konkretów ze styku wiary / teologii i współczesnej nauki”. Niektóre z tych jego refleksji ocierają się o zarzut jeżeli nie braku całkowitej ortodoksji, to w każdym razie niezgodności z katechizmem. W „urodzinowym tekście” nie miejsce na polemikę, chciałbym jedynie podkreślić, że w „mojej teologii” dużą – może wręcz dominującą – rolę odgrywa podejście apofatyczne, czyli przekonanie, iż wszystko, co wypowiadamy o Bogu, winno być zaopatrzone (przynajmniej milcząco) w zastrzeżenie: „(prawie) na pewno tak nie jest”. Wielokrotnie o tym pisałem i lubię powtarzać, że gdyby się kiedyś (w wieczności) okazało, że wszystkie moje poglądy teologiczne były słuszne, byłbym mocno zdziwiony, a nawet rozczarowany.
W jednym wszakże przypadku ks. Piotrowski ma sto procent racji, ale to akurat nie należy do fundamentalnych prawd teologicznych. Moje stwierdzenie: „Jeżeli Boga nie ma, to wszystko wolno również na terenie logiki”, jest rzeczywiście „głęboko niesprawiedliwym zarzutem wobec naukowców niewierzących”. To swoje nawiązanie do Dostojewskiego zaopatrzyłem następującym komentarzem: „Jeżeli wniosek nie wynika z przesłanek, a ja go i tak przyjmuję, to co z tego? Przecież ja jestem najwyższą normą i robię, co i jak chcę” (Sens życia i sens wszechświata, Kraków 2015, s. 130). Istotnie, zapędziłem się. To nie jest przykład irracjonalności, lecz uporu intelektualnego. Zdarza się on częściej politykom niż uczonym. Moralność racjonalnego myślenia polega właśnie na tym jego przymusie, niezależnym od poglądów w innych dziedzinach: jeżeli ktoś jest przekonany, że z p wynika q i że p jest prawdziwe, to musi przyjąć q (niezależnie od tego czy Bóg istnieje, czy nie). Inna sprawa, że właśnie ten przymus Leibniz wiązał z Absolutem.