W minione wakacje ukazał się numer miesięcznika „Znak” zatytułowany Kim jestem, kiedy podróżuję?. Pisaliśmy wówczas, że podróż to szansa na spotkanie, niezależnie od tego, czy wyruszający w drogę jest turystą, podróżnikiem czy reporterem. Wiemy jednak, że wyprawa nie zawsze tak właśnie bywa traktowana. Historia wielkich odkryć geograficznych to nie tylko dzieje poznawania prawdziwego kształtu globu oraz zapełniania pustych miejsc na mapie coraz dokładniejszymi opisami ukształtowania terenu i zamieszkujących go ludów. To także historia kolonializmu, czyli przemocy zasadzającej się na poczuciu wyższości ludzi reprezentujących cywilizację europejską oraz na bezwzględnej eksploatacji zasobów naturalnych i kulturowych.
Historię dawnych odkryć możemy dziś zarówno rekonstruować za sprawą dzienników czy zgromadzonych w muzeach kolekcji, jak i odczytywać z kart map. Lektura kartograficznych obiektów jest zajęciem fascynującym nie tylko dlatego, że dla współczesnych są one wspaniałymi dziełami sztuki, lecz przede wszystkim ze względu na to, że pokazują dawne wyobrażenia na temat świata, zmieniający się stan wiedzy i sposoby myślenia. Im starsze mapy, tym więcej w nich symboliki i łączenia tego, co fizyczne, z tym, co metafizyczne.
Mapy są również odbiciem władzy: znajdziemy na nich oznaczenia stref wpływów, panowania i roszczeń terytorialnych. Wieki kolonializmu, w których powstawało wiele dzieł kartografów, to także czas tworzenia granic, nieraz w sposób całkowicie arbitralny, np. poprzez wytyczanie ich dokładnie wzdłuż geograficznego równoleżnika. Warto pamiętać, przyglądając się dziś tym pięknym obiektom, że wciąż zmagamy się z konsekwencjami wyrysowanych na kawałkach papieru granic. W otwierającym Temat Miesiąca eseju Zbigniew Kadłubek pisze: „Mapa to też granice. Rysują je od czasu do czasu politycy, paląc cygara i popijając whisky. Biorą do ręki grube kredki i kreślą sobie niechlujne zawijasy. Narysowane tak granice wchodzą później do głów i ludziom się wydaje, że powinni ich bronić. A bronić powinni jedynie czystości rzek i powietrza. Bo za narysowany świat nie warto umierać”.
W epoce globalizacji także mapy i granice zmieniają swój sens. W przywoływanym już wydaniu miesięcznika „Znak” z zeszłego roku pisałam o rankingu paszportów Global Passport Power Rank. Indeks ten pokazuje, z jakim dokumentem tożsamości można najłatwiej podróżować po świecie (najwyżej znajdują się bogate państwa Europy Zachodniej i Ameryki Północnej, a najniżej ubogie kraje Afryki i Bliskiego Wschodu). Zarazem jednak nawet mieszkańcy tych państw, w których swoboda podróżowania jest ograniczona, mogą dziś za sprawą map elektronicznych, wykorzystujących zdjęcia satelitarne, obserwować życie toczące się na ulicach Nowego Jorku czy Paryża. Współczesne mapy, opisując świat dokładniej, wywołują wrażenie, że jest on bardziej dostępny. Choć granice polityczne stają się na nich mniej dostrzegalne, nie widać, by wpływ polityki na życie ludzi był coraz słabszy.