„Jestem bezbożnicą”
Trudno przyswoić kogoś tak nieprzystawalnego jak Hanna Arendt, postać rozpiętą między kontynentami, językami, dyscyplinami naukowymi, epokami i wreszcie religiami. Ten ostatni wątek chciałbym prześledzić na podstawie dostępnych dziś świadectw. Hanna Arendt nie bez powodu uchodzi za myślicielkę świecką. Mało kto jednak zauważa, że była to świeckość wsparta na skrytej religijności oraz teologicznie dowartościowana. Wciąż zbyt mało uwagi poświęca się znaczeniu, które dla Arendt mieli słynni żydowscy myśliciele: Franz Rosenzweig i Gershom Scholem. Oprócz znakomitego studium Vivian Liski[1] nie znam innego tekstu serio traktującego stwierdzenie Arendt z listu do Scholema z 20 maja 1944 r., w którym – reagując na książkę Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki – przyznaje, że cała jej ówczesna działalność i przedsięwzięcia intelektualne pozostają w zgodności z wysiłkami samego Scholema[2]. Bo niby cóż może łączyć kabałę i teorię polityczną? A jednak.
W korespondencji z Scholemem pojawia się również zastanawiająca autocharakterystyka Hanny, która napisała: „Jestem apikojres”[3]. To wieloznaczne słowo, wywodzące się od „epikurejczyka”, przeszło z greki przez hebrajski do jidysz. Literatura rabiniczna zwykła określać tym mianem bezbożników, heretyków i innych odszczepieńców, a w późniejszych wiekach zaczęto tak nazywać przedstawicieli haskali, żydowskiego oświecenia, oraz Żydów zasymilowanych, przechrztów. Jednakże postawa najbardziej zatwardziałych apikorsim – możliwa do zaistnienia dopiero w Republice Weimarskiej, która uznała niewierzących za pełnoprawnych obywateli i tym samym zniosła przymus przejścia na chrześcijaństwo jako warunek asymilacji – wyrażała niechęć do powrotu na łono judaizmu przy jednoczesnym dystansie wobec chrześcijaństwa, co w efekcie wytwarzało świeckość z ducha kryptoteologiczną. Dlatego w świeckości Arendt jako żywo odbijają się – per analogiam – dużo wcześniejsze doświadczenia wczesnonowożytnych maranów, szczególnie tych, którzy po ucieczce z Iberii z różnych względów nie wrócili do religii przodków albo zostali z niej wykluczeni, jak Spinoza. A także przeżycia XVIII-wiecznych frankistów po zrażeniu się do katolicyzmu. W studium o maranach Yerushalmi przytacza narzekania rabinów, że niektórzy rekonwertyci, zamiast potulnie przyjąć instrukcje, jak stać się na nowo Żydem, zachowują irytujące podwójne wyobcowanie z religii, a często uważają się za bardziej biegłych w teologii od autorytetów religijnych, wchodząc z nimi w dysputy[4]. Ponoć Arendt, pracując po wojnie dla wydawnictwa Salmana Schockena i redagując pisma Kafki, Benjamina i Scholema, miała wyrażać przekonanie, że należy odebrać monopol teologom i stworzyć nowy kanon religijny po tym, jak Biblia i teologia przestały być czytelne[5]. Nie trzeba dodawać, że trzech wymienionych autorów miało stać się zalążkowym przykładem innej, świeckiej religijności. Zanim jednak dotrzemy do powojennej metamorfozy języka, trzeba uwzględnić kwestię początków.