fbpx
fot. Mark Bowler/Science Source/Getty
January Weiner czerwiec 2016

Ekologia: idea a ideologia

Korpus wiedzy naukowej to jedno, a indywidualne wypowiedzi „ekspertów” to zupełnie coś innego. Laikowi bardzo trudno odróżnić autorytet nauki (gwarantowany) od autorytetu profesora (bez gwarancji).

Artykuł z numeru

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Wiosną ubiegłego roku, przeglądając internetowy portal informacyjny, natrafiłem na wiadomość[1] o naukowej publikacji z prestiżowego tygodnika „Nature”[2]. Tekst oryginalny znałem już wcześniej: chodziło o wyniki wieloletnich, szeroko zakrojonych badań międzynarodowego zespołu naukowców na temat bilansu węgla w ekosystemach leśnych Amazonii. Lasy te w poprzednich dziesięcioleciach pochłaniały nieco więcej CO2, niż wydzielały. Zmiany globalne (zwiększona zawartość CO2 w atmosferze) mogły ułatwić fotosyntezę i przez to uczynić ten bilans jeszcze bardziej dodatnim, ale uzyskane wyniki temu zaprzeczyły: w ostatnim dziesięcioleciu tempo akumulacji węgla w biomasie spadło o 1/3. W artykule dyskutowano możliwe przyczyny i skutki tego zjawiska. Oryginalna publikacja zawierała mnóstwo liczb, wykresów i szczegółów metodycznych, które utwierdzały jej wiarygodność, ale nie ułatwiały lektury. Mimo to autorzy internetowego streszczenia nie popełnili merytorycznych błędów, za to dodali notatce sensacyjnego charakteru („naukowcy alarmują”, „lasy tracą zdolność pochłaniania CO2”), a piękne zdjęcie tropikalnego lasu podpisali: „Amazońskie lasy deszczowe nazywane są »płucami Ziemi«”. Umieszczenie tej notatki na popularnym portalu mocno mnie zdziwiło. Kogo może zainteresować tak specjalistyczna publikacja?

Okazało się, że wielu – 436 komentarzy i 47 dyskusji, a pod każdym postem jeszcze statystyka ocen pozytywnych i negatywnych. Większość wypowiedzi nacechowana była silnymi emocjami, nieraz przeradzającymi się w niewybredną agresję (nie licząc obrzydliwego „hejtu”). Sam fakt poinformowania o bilansie węgla w tropikalnych lasach mocno ekscytował. Przede wszystkim jednak przypuszczono frontalny atak za rozpowszechnianie „wierutnej bzdury”, że lasy są płucami Ziemi, bo przecież nie są – płucami Ziemi, sugerowano, są oceany[3]. Cały problem bilansu węgla ma uzasadniać tezę o zmianie klimatu wywołanej przez człowieka – a to wymysł ekoterrorystów („takie humbugi jak »efekt cieplarniany« są wciskane ciemnej masie, aby uwierzyła, iż 0,03% CO2 w atmosferze ma wpływ na cykle klimatyczne […] przy okazji można zarobić”). Inni uczestnicy przystąpili do kontrataku, wskazując, komu służą ci, którzy kwestionują istnienie ocieplenia globalnego („na handlu emisjami najwięcej zarobią nie ekolodzy a tzw. instytucje finansowe, które »już zwietrzyły łatwą zwierzynę« i mieszają w głowach »kowalskim«”). Mimo wzajemnej wrogości adwersarze mogliby się zgodzić co do jednego: naukowcom nie wolno ufać, bo są sprzedajni ( „Wielu »naukowców« klimatologów podczepiło się pod globalny geszeft i dobrze z tego żyją”, „»mądre głowy« są zawsze na czyichś usługach i opłacani przez lobbystów”). Cały ten spór nie wart byłby uwagi, gdyby nie stawiany przez wszystkie strony sztafaż niby-naukowych argumentów. Uderzał brak zaciekawienia tym, co się naprawdę dzieje na naszej planecie – wyniki badań naukowych (prawdziwe lub zmyślone) traktowane były instrumentalnie, jako argumenty w sporze ideologicznym. Uzasadnianie przewagi jednych danych nad innymi skłaniało uczestników do bardziej „akademickiej” debaty na ich temat, co z kolei ujawniało ogrom ignorancji i niemożność zrozumienia, czym w ogóle jest nauka.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się