Piszę o „kosmicznym” rozmachu, idąc tropem metaforyki zasugerowanej przez polski tytuł (ang. Fly Already). Galaktyką śmiało można nazwać również układ tekstów w zbiorze, które pozornie rozstrzelone niczym gwiazdy i planety na nieboskłonie, wspólnie tworzą jedną unikalną konstelację. Sam Keret przyznaje, że jest to jego najbardziej chaotyczny, anarchistyczny wręcz zbiór. I rzeczywiście znajdziemy tu teksty z pogranicza science fiction, jak ten o fabryce klonów, realistyczne opowiadania o klasycznej budowie, jak to o chłopaku usiłującym zdobyć jointa, by wypalić go wspólnie z obiektem westchnień, autobiograficzne niewielkie obrazki z życia pisarza, ale przede wszystkim krótką formę przepełnioną słynną Keretowską mieszanką groteski z surrealizmem, jak w tekście, w którym czworaczki upierają się, że ich królik jest reinkarnacją zmarłego taty. Na dodatek w całym tomie rozgrywa się historia zawarta w wymianie e-maili między właścicielem escape roomu a jego potencjalnym klientem, który żąda otwarcia miejsca rozrywki w Dzień Zagłady. Pozostałe opowiadania poprzetykane są ich wiadomościami, w których każdy z nadawców upiera się przy swoich racjach, aż do zaskakującego (tym razem dosłownie kosmicznego) końca. Mimo tak różnych narracyjnych technik i motywów wszystkie opowiadania mają wyraźnie humanistyczny punkt wyjścia, ponieważ przedmiotem zainteresowania Kereta jest niezmiennie człowiek i jego relacja ze (współczesnym, o czym zaraz) światem.
Podążając w dalszym ciągu za tytułem zbioru, akcja Keretowskich opowiadań rozgrywa się nie w centrum czy w jądrze swojej galaktyki, lecz na jej skraju, w opłotkach. Tam znajdują się ludzie, którzy z powodu drobnej usterki systemu zostali usunięci lub sami siebie usunęli z głównego nurtu wydarzeń i żyją w alternatywnym mikrokosmosie stworzonym na własny użytek. Tak dzieje się w przypadku bohatera przedostatniego i zarazem najdłuższego tekstu zbioru (Pineapple Crush), nałogowego palacza marihuany, opiekuna w ognisku dla dzieci. Poznajemy go w chwili odbicia się od życiowego dna: udaje mu się uzyskać stabilizację, dzięki ograniczeniu używek i znalezieniu pracy, która systematyzuje jego codzienność i oferuje okruchy satysfakcji zawodowej. Keret – mistrz wyjątkowo krótkiej formy literackiej, liczącej nieraz jedną lub pół strony – ewidentnie doskonale sobie radzi również z tekstem podchodzącym pod minipowieść. Dłuższa opowieść wymagająca szerszego tła i wprowadzenia postaci postronnych przychodzi autorowi z równą łatwością, co ledwie migawkowe ujęcia, a każde słowo tej pierwszoosobowej narracji celnie dopełnia obraz bohatera. Sportretowany młody mężczyzna najlepiej czuje się w stanie inercji, a jego chwiejny życiowy balans zostaje zakłócony przez pojawienie się szansy na miłość. Ta właśnie chwiejność, kruchość, pozorność „normalnego” funkcjonowania cechuje wszystkie postaci Kereta. W ich życiorysach zachodzą niewielkie usterki, nic ponadto, a jednak to one każą tym postaciom szukać nowych życiowych rozwiązań.