fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz luty 2022

Fałszywe melodie

Wciąż sporo ludzi sądzi, że świat dziewczyn i kobiet jest gorszy i dziwny, a wygrywają tylko te z nas, które się umieją przedrzeć do męskiego świata i grać na zasadach wyznaczonych przez mężczyzn.

Artykuł z numeru

Uchodźców w dom przyjąć

Czytaj także

Olga Gitkiewicz

Szatkowanie doby

Chciałam nosić spodnie. Chciałam rzucać nożem. Chciałam wycierać nos w rękaw. Chciałam być chłopcem, bo świat chłopców obiecywał, gwarantował więcej.

Ale chciałam też nosić sukienki. Przestawiać miśki na półce, zamocować na szprychach roweru kolorowe koraliki. Odkrywać różne światy. Dosyć szybko się zorientowałam, że niełatwo przekracza się granicę pomiędzy i raczej nie na życzenie.

W szkole dziewczyny siedziały z dziewczynami, chłopaki z chłopakami. Kiedyś zostałam usadzona z chłopcem, to miała być kara i dla mnie, i dla niego.

WF mieliśmy osobno, niektóre lekcje biologii również, po szkole i na przerwach obserwowaliśmy się z dystansu, a kiedy nasze światy się mieszały, to zawsze trzeba było dodać trochę ironii, trochę roześmianego cynizmu.

Później zaczęły się te diagnozy: „Kobiety są głupsze”. „Kobiety są dziwne” – mówili znajomi mężczyźni. „Nie dogaduję się z babkami”, „Wolę pracować z mężczyznami” – to z kolei powtarzało wiele znajomych kobiet i może nawet sama kilka razy wypowiedziałam podobne słowa, ale melodia tych zdań szybko zaczęła mi się wydawać fałszywa.

„Wie pani, jak to jest, jak same baby pracują?” – usłyszałam, gdy zbierałam dokumentację do reportażu z pewnej fabryki. Było to pytanie kpiące i retoryczne, ale tak, tak się składa, że wiem, pracowałam w żeńskim zespole przez ponad dziesięć lat i na to pytanie mogłabym odpowiedzieć dziesiątkami pozytywnych przykładów.

Ten, kto mi je zadał, chyba nie byłby nimi zainteresowany.

Bo wciąż sporo ludzi sądzi, że świat dziewczyn i kobiet jest gorszy i dziwny, a wygrywają tylko te z nas, które się umieją przedrzeć do męskiego świata i grać na zasadach wyznaczonych przez mężczyzn.

Tyle samo praw.

Tyle samo obowiązków.

Wnieść lodówkę na czwarte, nie oczekiwać otwierania ciężkich drzwi, przebijać szklany sufit głową – oto były miary feminizmu. Piszę „były”, bo dla mnie to bezpowrotnie pożegnane koncepcje, choć wiem, że w wielu środowiskach tego typu argumenty wciąż rezonują.

Ale tak nas życie urabia. Żebyśmy myślały, że musimy grać w męskie gry, nosząc spodnie. Nie podkreślać przypadkiem, że jesteśmy kobietami, że mamy okres, że mamy dzieci. Dostosowywać się, trzymać z facetami, bo to oni kręcą tym światem tak, jak im się podoba.

Patriarchat mówi nawet ustami osób, które się deklarują jako feministki: pod koniec listopada 2021 roku Marta Lempart razem z pomocnikami oblała czerwoną farbą drzwi biura PiS na Nowogrodzkiej w Warszawie. „Co tu zrobione jest?” – zapytała z rozpaczą i złością osoba, która to biuro sprząta. Marta Lempart wytłumaczyła, że to forma protestu: walka o prawa kobiet, walka również w imieniu dzieci tej kobiety. Propozycję posprzątania po sobie odrzuciła. Oddelegowała kobietę w potrzebie do jakichś innych osób, żeby gdzie indziej szukała wsparcia i zrozumienia, a właściwie nawet nie żeby szukała – żeby dała spokój ze swoimi pretensjami komuś, kto się zajmuje ważnymi sprawami. Osoba deklarująca poglądy feministyczne zlekceważyła osobę wykonującą pracę tradycyjnie przyporządkowaną kobietom: porządkowanie po kimś, sprzątanie po kimś to fizyczne i nisko wynagradzane zajęcie, często niestabilne. To również o osoby wykonujące takie prace powinien się upominać feminizm.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się