fbpx
Piotr Sawczyński październik 2015

Filozofia bez pardonu

Pierwszy rzut oka na tytuł książki Alaina Badiou musi zaskakiwać. Komu bowiem nie wstyd posługiwać się dzisiaj tak patetycznym i niemodnym słowem jak „manifest”?

Artykuł z numeru

Po feminizmie

Po feminizmie

Lwia część współczesnej filozofii, a już na pewno tej francuskiej, jest przecież programowo antymanifestacyjna! A jednak Badiou prowokacyjnie upiera się, że tym, czego myśleniu filozoficznemu potrzeba, są wartości wybitnie staroświeckie: zaangażowanie i odwaga w projektowaniu nowego obrazu świata. Stąd też jego misja przywrócenia wagi fundamentalnym, lecz zdyskredytowanym pojęciom, jak podmiot, prawda czy uniwersalność.

Na początku Badiou zwraca uwagę, że niemal cała powojenna filozofia kontynentalna, boleśnie naznaczona tragedią Holokaustu, stoi pod znakiem „przyznania się do winy”. Filozofowie umieli wziąć odpowiedzialność za zbrodnie, do jakich doprowadzić może myślenie, i wyciągnęli radykalne wnioski, wymierzając ostrze krytyki w fundamenty swojej dziedziny, zwłaszcza w metafizykę. Doceniając wagę ich gestu, Badiou zauważa, że żadni inni „architekci zbiorowej wyobraźni” nie uczynili tego na podobną skalę. Naukowcy, decydenci polityczni, elity pieniądza szybko odzyskali dobre samopoczucie i nie dopuścili, aby „wiek wojen” podważył rację ich bytu. Dlatego właśnie filozofia, zwłaszcza ta społecznie nieobojętna, jest dziś zbyt słaba, aby przeciwstawić się negatywnym tendencjom, jakie obserwuje dookoła. I choć Badiou nie przeczy, że dekonstrukcja czy hermeneutyka uczyniły wiele dobrego, to w obliczu bezradności filozofii stawia sprawę na ostrzu noża: byłoby powtórną hekatombą, gdyby ogrom XX-wiecznych tragedii miał położyć kres temu, w co ich ofiary szczerze wierzyły, czyli postępowi myśli i powszechnej emancypacji. Filozofowie odpokutowali za swoje i cudze winy, najwyższa pora, aby mieli coś do powiedzenia w batalii o przyszłość.

Rehabilitacja uniwersalizmu zbliża Badiou do Habermasa, innego niestrudzonego obrońcy rozumu i wroga narodowych partykularyzmów. Obydwaj są zdania, że dyskursy „różnicy” oraz liberalny multikulturalizm w polityce mimowolnie sprzyjają ekspansji drapieżnego, globalnego kapitalizmu, który lekceważy wszelkie zróżnicowanie. Tym, co odróżnia Badiou od niemieckiego nestora, jest przekonanie, że gmach filozofii nie odzyska blasku dzięki odświeżeniu fasady – konieczne jest gruntowne wzmocnienie filarów. Dlatego właśnie zwraca się ku ontologii – warunku systemu filozoficznego na miarę wielkiej filozoficznej tradycji. W tym sensie pisma Badiou działają rzeczywiście ożywczo i są brawurową próbą nawiązania do Kartezjusza, Kanta czy Hegla, a zarazem pomysłem, jak uwolnić współczesną myśl francuską od jednoznacznych skojarzeń z „antyfilozoficzną” French Theory.

Swoją ontologię Badiou nazywa „platonizmem mnogości”, czym z jednej strony podkreśla chęć ożywienia klasycznego uniwersalizmu, a z drugiej – przywiązanie do tego, co materialne i konkretne. Odwołanie do Platona jest przy tym czytelną polemiką z dziedzictwem Lyotarda i Derridy, których imperatywem było przecież „odwrócenie platonizmu”, czyli pełna dekonstrukcja pojęć takich jak obiektywność i prawda. Zaczerpnięta ze współczesnej matematyki teoria mnogości pozwala ukazać rzeczywistość jako istotowo rozbitą i niezdeterminowaną, z tym że teza o impasie bytu nie stanowi tu ostatniego słowa filozofii, lecz jest możliwością pomyślenia jej na nowo, i to w radykalnej postaci.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się