fbpx
fot. Marek Piasecki
z Haliną Bortnowską rozmawia Mateusz Burzyk marzec 2018

Hanna Malewska. Całe jej życie było wewnątrz

Nikt inny nie wkładał w „Znak” ani ułamka tego skupienia, pracy i odpowiedzialności co Hanna Malewska. Miesięcznik absorbował ją całkowicie. Przez lata pracy nad nim odkładała na drugi plan pisanie własnych książek.

Artykuł z numeru

Spór o Franciszka

Spór o Franciszka

Bardzo się starałem, by się do Pani nie spóźnić.

A dlaczego? Ja mam akurat sporo czasu, z domu obecnie bardzo rzadko wychodzę, więc nigdzie się nie spieszę.

Umówiliśmy się na rozmowę o Hannie Malewskiej. Wspominając ją w 1993 r., napisała Pani: „Każda wpadka (błąd w korekcie, poślizg w tłumaczeniu) w jej obecności zawstydzały. Były czymś w rodzaju małej zdrady”. Uznałem, że w takim kontekście spóźnienie byłoby niedobrym początkiem.

Nie, dla mnie to nie kłopot, bo jestem innym typem człowieka. Chyba że przyjmiemy, iż Pani Hania jest tu z nami i przysłuchuje się naszej rozmowie.

Podobno Malewska przede wszystkim lubiła słuchać, więc możemy poczynić takie założenie.

Była bardzo ciekawa, co ludzie mają do powiedzenia. W swoim pokoju w krakowskim mieszkaniu przy pl. Axentowicza usadzała gości w fotelu, częstowała herbatą lub winem i z wielką atencją słuchała.

Przywołałem owo zawstydzenie odczuwane w towarzystwie Malewskiej, bo mowa o nim w różnych głosach na jej temat. Pisał o tym w pięknym wspomnieniu choćby Marek Skwarnicki, wyznając, że onieśmielenie ogarniało go niemal przy każdym spotkaniu z nią.

To prawda, ale bywało też od wrotnie. Pamiętam momenty, kiedy ona chciała kogoś poznać i bardzo jakiegoś człowieka wyczekiwała. A potem byłam świadkiem, jak siedzą naprzeciw siebie i nie bardzo są w stanie nawiązać rozmowę, bo owszem ona onieśmielała, ale sama też bywała onieśmielona – np. poetą, którego wiersze ceniła.

Wydaje mi się, że to onieśmielenie stale towarzyszy świadkom życia Malewskiej, przez co młode pokolenie ma problem, by czegoś się o niej dowiedzieć. Skąd ta trudność w mówieniu o Malewskiej?

Osobiście również tę trudność odczuwam. Niełatwo jest mówić o kimś, kto nie chciał być tematem, kto sam się usuwał i nie chciał, by się na nim koncentrować. Cały czas była w gruncie rzeczy ukryta. Zniechęcała do tego, by poświęcać jej tyle uwagi, ile jej się należało.

Chyba z tego powodu powiedziała Pani kiedyś, że „napisanie jej biografii nie jest pomysłem realistycznym, [bo] nie zostawiała śladów”.

Tak, na szczęście myliłam się, bo bardzo dobrze udało się ją przedstawić Annie Głąb w Ostrydze i łasce. Praca przy pisaniu tej biografii musiała być podobna do tej, którą Malewska wykonała w swojej książce o Norwidzie (Żniwo na sierpie) – w obydwu przypadkach konieczne było utożsamienie się z osobą, o której chciało się coś powiedzieć.

Z biografii autorstwa Anny Głąb można się sporo dowiedzieć, choć jest ona skoncentrowana na książkach Malewskiej.

Bo w przeciwieństwie do trudności, jaką było rozmawianie z Panią Hanią o niej samej, chętnie dyskutowała ona o książkach własnych i innych autorów. Przypominam sobie np. rozmowy o różnych tomach pisanych przez Antoniego Gołubiewa. Czytała je z wielką sympatią, zrozumieniem, ale też gotowością krytyczną. Malewska była niesamowicie dokładna w tym, co dotyczy tekstów – wynikało to z naukowego treningu (studiowała wszak historię na KUL-u na początku lat 30.). Wywodziła się ze szkoły, która uczy, że nie mamy prawa przeinaczać tekstu już istniejącego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się