Każda z tabletek w twojej szafce, szufladzie czy torebce przeszła długą drogę, by trafić blisko ciebie, by być zawsze pod ręką. Proces jej wynajdywania, testowania, dopuszczania do obrotu, reklamy i sprzedaży trwał wiele lat. Na każdym z tych etapów osoby pracujące nad nowym lekiem mierzyły się z odmiennymi wyzwaniami i dylematami moralnymi – niektóre były nieuniknione, inne wywołane przede wszystkim przez… chciwość. Leki są cennym towarem i, jak wszystkie produkty, mają przynosić zyski swoim producentom. Istnieje wiele sposobów na to, aby te zyski zwiększać.
Badania na ludziach i zwierzętach
Zacznijmy od badań. każdy nowy lek musi przejść przez szereg testów. Od 2013 r. w Unii Europejskiej nie wolno sprzedawać kosmetyków testowanych na zwierzętach, nadal jednak w ten sposób testujemy leki. Badania te służą do wstępnego określenia toksyczności oraz skuteczności danej substancji. Na żywych organizmach sprawdza się także bezpieczeństwo stosowania wielu produktów chemicznych – np. to, jakie szkody wywołują po dostaniu się do oka… Pytanie, na jak wielkie cierpienie jesteśmy gotowi narazić inne czujące istoty dla zdrowia lub wygody ludzi, stanowi osobny problem moralny. W procesie produkcji leków jest to jedno z tych wyzwań, których trudno uniknąć. Dalej robi się tylko trudniej. Załóżmy, że badana przez nas substancja sprawdziła się w trakcie testów na zwierzętach – przystępujemy więc do badań na ludziach.
Przed dopuszczeniem do obrotu nowy lek przechodzi przez kilka faz badań z udziałem ludzi. Pierwsza z nich nie służy jeszcze określeniu skuteczności danej substancji – podaje się ją zdrowym ochotnikom, by ocenić bezpieczeństwo jej stosowania i zaobserwować wywoływane przez nią efekty uboczne. Uczestnicy badań pierwszej fazy, „ludzkie króliki doświadczalne”, jak sami czasem o sobie mówią, otrzymują rekompensatę finansową za wystawienie własnego zdrowia na ryzyko. Część z nich uczyniła sobie z udziału w badaniach klinicznych źródło regularnego przychodu. Czy taka forma „biopracy”, czego domagają się niektórzy testerzy leków, powinna zostać uznana za zawód? Z jednej strony, każdy ma prawo dobrowolnie i świadomie narazić samego siebie, a udział w badaniach klinicznych służy pożytecznym celom. Z drugiej strony, czy wybór podejmowany w sytuacji przymusu ekonomicznego jest w pełni dobrowolny? I czy w traktowaniu ludzkiego ciała jako zasobu, w uprzedmiotawiającym charakterze biopracy nie ma nic złego?
Załóżmy, że planujemy przeprowadzić wszystkie konieczne badania jak najszybciej i jak najtaniej, zarówno te pierwsze – na zdrowych ochotnikach, jak i następne – kiedy w celu sprawdzenia skuteczności nowego leku podamy go osobom chorym. Firmy farmaceutyczne potrafią oszczędzać na uczestnikach badań klinicznych na różne sposoby. Z powodu wysokich kosztów oraz trudności z szybkim znalezieniem odpowiedniej liczby ochotników w krajach rozwiniętych od początku lat 90. producenci leków zaczęli przenosić swoje badania do krajów rozwijających się. W państwach tych często brakuje odpowiednich regulacji prawnych chroniących uczestników eksperymentów, a wysoki poziom korupcji ułatwia obchodzenie nawet tych obowiązujących. Żeby zaoszczędzić, możemy więc testować leki na pozbawionych wykształcenia, nierzadko niepiśmiennych, żyjących w nędzy mieszkańcach globu. W końcu już sama możliwość wykonania za darmo podstawowych badań będzie dla nich nie lada okazją.