Pierwszy numer „Znaku”, który kupiłem, to zeszyt pod hasłem Prawo do zabijania z 2013 r. Dotyczył praw zwierząt, a ja wtedy właśnie podjąłem decyzję, żeby przestać jeść mięso. Przeczytałem cały numer z dużym zainteresowaniem i byłem pod wrażeniem jego intelektualnej jakości. „Znak” wyróżnia się na tle innych mediów – nie ma w nim miejsca na płytkie słowne przepychanki ani taką debatę, w której z góry wiadomo, kto jest „za”, a kto „przeciw”. Jest za to intelektualna uczciwość w rozważeniu danej kwestii z różnych stron.
Niektórzy lubią czytać tylko takie teksty, z jakimi się zgadzają, i chcą się utwierdzić w swoich poglądach. „Znak” proponuje zaś refleksję, przestrzeń na przemyślenie różnych spraw, na odkrycie czegoś zupełnie nowego.
Najpierw kupowałem poszczególne numery, aż w końcu zdecydowałem się na prenumeratę. Ukształtował się nawet taki zwyczaj, że prenumerata „Znaku” na kolejny rok stanowiła prezent, o który prosiłem pod choinkę. Miesięcznik ma to do siebie, że to jest pismo „długiego trwania” – kupione numery trzymam na półce, nieraz wracam do poszczególnych zeszytów albo puszczam je w dalszy obieg, np. pożyczam mojej mamie.
Czytaj także
Pismo nie tylko o religii
Podobał mi się szczególnie kolejny numer poświęcony zwierzętom (Zwierzę, którym jesteś), potem seria zeszytów podróżniczych (Kim jestem, kiedy podróżuję, Mapy objaśniają mi świat, Mikrowyprawy – przygoda jest wszędzie). Pamiętam dobrze prowokujący tekst o antynatalizmie, prezentujący argumentację, że z powodu cierpienia w świecie należy zrezygnować z posiadania dzieci.
W ostatnich latach zaczynałem lekturę miesięcznika od cyklu Piotra Oczki o Holandii. To było przystępne, ale intrygujące i zawsze niezwykle przyjemne wejście w nowy numer. Czytam też zawsze felietony Filipa Springera, choć zwłaszcza pierwsze odcinki miały mroczny, przygnębiający charakter – w związku z tym, że były pisane w cieniu rozwijającej się katastrofy klimatycznej. Jednocześnie felieton autora Miedzianki to jeden ze stałych punktów w piśmie, którego jestem zawsze ciekaw.
Pracuję na uniwersytecie jako literaturoznawca, piszę obecnie trochę o postsekularnych odczytaniach literatury (zwłaszcza iberoamerykańskiej, ale też o Brunonie Schulzu). „Znak” jest ciekawym punktem odniesienia przy tych tematach, choć nie jest to pismo specjalistyczne. Ale i w zakresie literatury przynosi mi często różne odkrycia. Złapałem się na tym, że właściwie – poza obowiązkami dydaktycznymi – rzadko sięgam po poezję. Rubryka poetycka Wojciecha Bonowicza i Julii Fiedorczuk jest więc dla mnie bardzo dobrym pretekstem do uważnej lektury wierszy.