Jako kategoria społeczna inteligencja spotyka się dziś z ostrą krytyką młodych elit. Owszem – można powiedzieć, że inteligencję krytykowano „od zawsze”. Zmiana polega jednak na tym, że dawne próby twórczego przepracowania inteligenckiego dorobku zostały zastąpione dążeniem do jego zupełnego odrzucenia. Warto zacytować kilka reprezentatywnych wypowiedzi. Pisarz Wojciech Engelking: „Inteligencja tak upiła się swoją władzą nad dyskursem, iż uznała, że Polska nie może się bez niej obejść. Jej działania doprowadziły do tego, że dziś słowo »inteligent« może funkcjonować jak obelga (…). Być inteligentem to być okcydentalistą i postępowcem. A contrario: wyznawać jakiekolwiek inne poglądy to być chamem. Dlaczego tak uważam? Bo tylko liberalno-lewicowy odłam inteligencji zyskał w latach 90. polityczną sprawczość – przy zachowaniu, rzecz dyskusyjna, inteligenckiej niezależności”. Polityk Jan Śpiewak: „Jej hegemoniczna pozycja została potwierdzona ustaleniami Okrągłego Stołu, które podzieliły wpływy w kraju między peerelowską nomenklaturę a inteligencję, wykluczając z politycznego porozumienia robotników i chłopów. Od 1989 r. inteligencja niepodzielnie włada i zatruwa wyobraźnię Polaków”.
Szczepan Twardoch argumentuje: „Kształt Polski to emanacja systemu wartości polskiej inteligencji, a polska inteligencja jako klasa społeczna jest potworna, nawet jeśli składa się również z ludzi inteligentnych, zacnych i przyzwoitych. Nic się nie zmienia. (…) W końcu zawsze i tak wyjdzie retoryka polskiego inteligenta wyzywającego innych od chamów”.
„Nie będę płakał po inteligencji” – dodaje Filip Leśniewicz, publicysta „Nowych Peryferii”.
Nie mniej krytyczne interpretacje proponują zawodowi badacze. Dla młodych historyków inteligencja w czasie rewolucji 1905–1907 r. była hamulcowym wobec robotniczych żądań. Inni przekonują, że inteligencja sprawuje dzisiaj kulturową hegemonię, blokując podmiotowość i możliwość partycypacji innych kategorii społecznych. Kulturoznawca Jan Sowa mówi z kolei, że przyznała ona sobie rolę przewodnika, i dodaje, że po niemiecku przewodnik tłumaczy się jako „Führer”.
W młodych pokoleniach tego rodzaju krytyka nie jest już wyjątkiem jak dawniej, ale sytuuje się w głównym nurcie myślenia. Dla grupy 70 młodych uczonych, dziennikarzy, pisarzy i aktywistów społecznych, z którymi przeprowadziłem wywiady[1], inteligencja okazuje się ważnym, choć głównie negatywnym punktem odniesienia. Nawet osobom skłonnym do spokojniejszej i bardziej wyważonej oceny identyfikacja z inteligencją wydaje się problematyczna. Postrzegają ją bowiem przez pryzmat genealogii. Widzą, że reprezentanci tej kategorii odgrywają ważne role społeczne i w niektórych miastach, głównie w Warszawie, nadal tworzą środowiska, które strzegą swojej inteligenckości i prawa do posługiwania się tym słowem. To sprawia, że właśnie w stolicy osobom bez stosownego pochodzenia najtrudniej powiedzieć o sobie, że są inteligentami, nawet jeśli wcześniej nie miały z tym problemu. W tych wypowiedziach inteligencja zdaje się kondensować wszystko to, co sprzeczne z duchem egalitaryzmu oraz demokracji.