Pod koniec października wydał zbiór esejów Itala Calvina Po co czytać klasyków. Proszę zwrócić uwagę, że w tytule dzieła nie ma znaku zapytania. Dla autora zbioru tytułowa kwestia to nie jest pytanie… Italo Calvino bardziej niż „dlaczego” pyta o to, „jak” ich czytać – tak jak Harold Bloom w swym dziełku Jak czytać i po co. Nie odmówimy Calvinowi wrażliwości lewicowej, ale byłaby to lewicowość w bardzo starym stylu, który jeszcze nie podważał idei kanonu. Jakby jeszcze nie były rozważane kwestie związane z kolorem skóry i płcią pisarzy.
Na „niepytanie” zawarte w tytule Calvino udziela sprytnej i definitywnej „nieodpowiedzi”: „Niech nikt nie pomyśli, że klasyków należy czytać dlatego, że czemuś »służą«. Jedyny powód, jaki można tu podać, jest taki, że lepiej jest czytać klasyków, niż ich nie czytać”. Przypomina się w tej chwili neonowy napis w jednej z krakowskich kawiarni, który w dobie pandemii mogę najwyżej wspominać: „Lepiej pić kawę niż nie”.
„Odpowiedź” Calvina nie jest żadną odpowiedzią, i właśnie taka być miała: ze swojego przywiązania do wielkiej literatury pisarz nie chce się tłumaczyć, no bo niby z czego? Uparcie odmawia odpowiedzi jak kopista Bartleby ze słynnym „wolałbym nie” (ostatnio Melville’a też wydano w PIW-ie). Italo Calvino wolałby, lecz „tak” – czytać „martwych białych mężczyzn”, bo tych cech osobniczych nie bierze im za złe. Widzę go wśród znanych mi rzeczników kanonu i kanoniczności: Harolda Blooma (Zachodni kanon, Jak czytać i po co), Vladimira Nabokova (Wykłady o literaturze) i Henryka Markiewicza (ostatnio Pisma ostatnie).
Dostajemy kolekcję szkiców – czasami hołdów, czasami wykładów, czasami prawie recenzji – które pisarz nagromadził w swojej pracy wydawniczej oraz czytelniczej. (Mógłby, na wzór Bernharda, zatytułować zbiorek Moje przedmowy). Pracował w Einaudi, znanym włoskim wydawnictwie, i opiniował propozycje literackie, a jako że sam był pisarzem, wyrażał swoje opinie w tekście. Bardzo mi się to podoba, że w świecie literatury bycie samodzielnym twórcą nie czyni przeszkody, żeby „recenzować” innych (por. Anthony Burgess). W światku teatralnym, a szczególnie polskim – nie do pomyślenia.
Spis treści tej książki wygląda niczym litania. Mamy „wszystkich świętych”, twórców „kanonizowanych, the usual suspects”. Najbardziej mnie zaciekawiły szkice o pisarzach, których sam czytam i lubię. A więc Tołstoju, Flaubercie, Dickensie, Henrym Jamesie, Balzacu, Hemingwayu i Conradzie. Zwłaszcza tego Hemingwaya mamy w Polsce do odkrycia, bo na razie zastygł w starym tłumaczeniu, prawa autorskie wygasną za dziesięć lat, więc wszyscy czekają, nikt ich nie kupuje, już się nie opłaca. Proszę sprawdzić ceny Starego człowieka na Allegro, a zrozumieją państwo, o czym mówię.