fbpx
fot. Guy Bell/Rex/East News
Zygmunt Bauman wrzesień 2016

Jak Galatea Narcyzem się stała

Być Pigmalionem to tyle, co do własnego spełnienia potrzebować stworzenia Galatei. Być Narcyzem to tyle, co uczynić Galateę zbędną. Kult piękna w wydaniu Pigmaliona pcha go do upiększania świata. Narcyzowa reforma czyni kult piękna nasięzwrotnym.

Artykuł z numeru

Zrozumieć piękno

Zrozumieć piękno

Jak powiada Owidiusz w swych Metamorfozach (dziele, któremu przypadło drugie po Biblii miejsce w zapładnianiu europejskiej wyobraźni od lat renesansu), Pigmalion był rzeźbiarzem, który swe życie tworzeniu bez reszty poświęcił:

 

„Cały dzień go zajmował przedmiot ulubiony;

Pod jego dłutem piękność cudowna wstawała,

Której żadna kobieta jeszcze nie sprostała.

Zapala go miłością własne jego dzieło;

Mniema, że jakieś bóstwo czuciem je natchnęło

(…)

Rzeźba zwodzi rzeźbiarza. Patrzy na jej wdzięki,

Unosi się, zachwyca dziełem swojej ręki”[1].

 

Najdoskonalsze z jego dzieł (przynajmniej we własnym jego odbiorze), figura kobieca z kości słoniowej dłutem Pigmaliona wyczarowana, na tyle swym pięknem swego twórcę zachwyciła, że ubłagał bogów, by obdarzyli ją duszą. Pod imieniem Galatei, zapożyczonym u innej z Owidiuszowych bohaterek, uczynią je malarze pospołu z pisarzami czasów rewolucji przemysłowej (m.in. Jean-Léon Gérôme, Honoré Daumier, Edward Burne-Jones, Auguste Rodin, Paul Delvaux, Francisco Goya, François Boucher) postacią kultową, a wyczyn Pigmaliona stanie się jednym z najpopularniejszych motywów ich własnej i licznych ich naśladowców twórczości.

Dzieje Pigmaliona pasowały jak ulał do XIX-wiecznej atmosfery ludzkiej rywalizacji z kunsztem twórczym Przyrody i nadziei wiązanych z przezwyciężeniem jej ułomności przez człowieka zbrojnego w rozum i technikę; a także do obietnicy, jaką buńczuczny i dziarski duch nowoczesny, pełen ufności w swe moce i wiary w nieuchronność postępu, przyzywał swych podopiecznych do czynu: a mianowicie że gdy pójdą za (jak to podsumuje na początku ubiegłego stulecie Thorstein Veblen) „popędem do dobrej roboty”, przysporzą bogactw światu, który mozolnie zbudują, miast ich mu ujmować i na nich pasożytować.

Idąc za wzorem przybranego przez się patrona, społeczeństwo wytwórców rozkochało się w pospólnych wytworach swej wyobraźni i znoju, a szczególnie we własnym mozole ich koncypowania i wyczarowywania; rozkochawszy się zaś, uznało te wytwory za piękne – a tym samym przeniosło piękno z kategorii tego, co dane, do gatunku tego, co zadane.

Jednym z wyzwań rzuconych przez ducha nowoczesności zastanemu porządkowi rzeczy stało się – obok zapewnienia prawdzie triumfu nad przesądem, a dobru zwycięstwa nad złem – także i przysparzanie światu piękna.

Nieco dłużej niż Pigmalionowi trzeba było Narcyzowi, jeszcze jednej legendarnej postaci z licznego ich grona upamiętnionego przez Owidiusza na użytek potomnych, czekać na start zawrotnej nowoczesnej (czy raczej ponowoczesnej) kariery: na swą z kolei reinkarnację i jej triumfalne rentrée na proscenium społecznego bytu.

Nimfa Liriope, matka Narcyza, zwróciła się ponoć do nie byle kogo, ale Terezjasza, poczytywanego za najwnikliwszego z jasnowidzów starożytności (którą to klarowność widzenia, nawiasem mówiąc, przypisywali współcześni jego ślepocie, zapewniającej wróżbicie odporność na marność nad marnościami – blichtry i omamy teraźniejszości), z zapytaniem o przyszłość, jakiej jej synek może się spodziewać.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się