Sześć tysięcy rubli – powtarza Barbara Niechcic ze łzami w oczach. Sześć tysięcy – tyle przeznaczono jej w spadku. Początkowo nie chce go przyjąć. Tłumaczy Bogumiłowi, że najlepiej „zrzec się i nie zawracać sobie głowy”. Ale po chwili dociera do niej potęga pieniądza. Wyobraża sobie trzymane w dłoniach ruble. Wymienianie ich na przyjemności – zupełnie inne, nowe życie. Wpada w euforię, sięga do kredensu i wyciąga dwa kieliszki. Po wypiciu wina chwiejnym krokiem kieruje się w stronę łoża. Każe sobie rozpiąć suknię, co jest w relacji z Bogumiłem dowodem nagłego spełnienia albo szaleństwa. Jej oczy mienią się dziecięcą iskrą. – Chciałabym zobaczyć kawałek świata i raz w życiu pojechać do Krakowa – mówi.
Kwestia wypowiadana przez Jadwigę Barańską w serialowej adaptacji Nocy i dni Marii Dąbrowskiej dobrze portretuje przemianę rozumienia wczasów.
W XIX w. wyprawa do Krakowa z zamieszkiwanego przez Niechciców majątku w ziemi kaliskiej była znacznie większym wyzwaniem niż dziś podróż z Gdańska na Tajwan. Połączenie kolejowe Kalisz–Warszawa otworzono dopiero w 1902 r. Podróż upływała pasażerom nie najgorzej, trwała trzy godziny. Schody zaczynały się dalej. Z Warszawy o 7.30 odchodził pociąg do Maczek (koło Sosnowca), gdzie stał przez noc, a następnie ruszał do Krakowa. O godz. 9.00 był na miejscu. Łączny czas podróży: 25 godz. i 30 min. Tylko drogo. Bo za bilet w pierwszej klasie Barbara zapłaciłaby 4 ruble i 92 kopiejki. Ponoć stanowiło to połowę miesięcznej pensji woźnego. W powieści Dąbrowskiej mogło też chodzić o podróż powozem. Chybocząc się po każdym wądole, zręcznie omijając wilki, błota i złodziejskie bandy, Barbara dotarłaby do stolicy Galicji prawdopodobnie z nadwątlonym portfelem (portmonetką), a może i chora. Groziły jej bowiem tyfus, gruźlica, czerwonka. Tempo powozu objuczonego tobołami nie było zawrotne. Nigdy też nie można było mieć pewności, kiedy podróż się zakończy.
Marzenie o wytchnieniu
Wczasy to pojęcie, które przez tysiące lat dla większości ludzi pozostawało nieznane. Po co ktoś miałby wyjeżdżać gdzieś daleko od domu? I jeszcze zaraz potem wracać? Poza nieliczną grupą możnych nie leżało to w zasięgu możliwości ani nawet wyobraźni ludzi. Prawdziwe wczasy debiutują dopiero w epoce przemysłowej jako forma kultury czasu wolnego.
Nie oznacza to jednak, że wcześniej nie odpoczywano.
Odpoczywano. Lecz wysiłek i przerwa od niego były ze sobą mocno połączone. Dominował czas cykliczny, zestrojony z naturą, porami roku, przeplatany pracą i odpoczynkiem. Dziś wczasy to najczęściej nieregularne wypady weekendowe i urlopowe, czas wolny i przyjemny, służący regeneracji. Barbara nie mogłaby się nadziwić, gdyby dowiedziała się, że obecnie z Kalisza pojedziemy do Krakowa w cztery godziny. Nie uwierzyłaby też w całą kulturę wolnego – binge-watching, hot dogi XXL na stacjach, wycieczkowce jak patodeweloperskie bloki, w ideę all inclusive, produkty na półkach, autostrady i prywatność, ulizaną przez trendy i lifestyle.