„Jak się chłop za babę przebierze, to jest zawsze śmieszne” – komentowała w 2007 r. jeden z występów w programie Jak oni śpiewają Elżbieta Zapendowska. Od dekad chłop przebrany za babę wywołuje salwy śmiechu samym pojawieniem się na scenie, zanim jeszcze zdąży cokolwiek powiedzieć. Powraca pod różnymi imionami, w różnych przebraniach, bawiąc skrajnie odmienne audytoria. Jako Genowefa Pigwa komentująca przez ponad 40 lat zmieniającą się gwałtownie rzeczywistość wciąż tą samą, udawaną gwarą. Jako Pani Pelagia, której historie z fabryki bombek opowiadane na festiwalu w Opolu w 1980 r. Telewizja Polska obawiała się transmitować na żywo. Jako Pani Lola, znawczyni tajemnic krakowskiego środowiska literackiego, zakochana w Bronisławie Maju i odrzucająca awanse Czesława Miłosza. Wreszcie jako Hela, występująca zawsze w parze z mężem Marianem, czy Mariolka, znana z homeryckiego epitetu „krejzolka”.
Korowód wymienionych postaci historią sięga połowy lat 70. Występy z ich udziałem reprezentują odmienne formy kabaretu – literacki, polityczny, obyczajowy, sytuacyjny. Odbywały się przed zróżnicowaną publicznością – elitarną, jak podczas 40-lecia Wydawnictwa Znak, czy masową, na gromadzących tysiące osób kabaretonach. Nie wszystkie kreacje cieszą się taką samą estymą. Występy Pani Pelagii, czyli Bohdana Smolenia w programie S tyłu sklepu to, zdaniem Bena Lewisa, autora książki Śmiech i młot. Historia komunizmu w dowcipach, najostrzejsza polityczna satyra wyemitowana przez telewizję w krajach bloku wschodniego. Skecze Konia Polskiego czy Paranienormalnych stanowią zaś regularnie przyczynę lamentów nad brakiem gustu dzisiejszej publiczności kabaretowej. Sam topos chłopa przebranego za babę przez długi czas traktowany był przy tym dość bezkrytycznie – problem stanowił jedynie sposób jego wykorzystania.
Ten bastion śmieszności zaczął jednak popadać w ruinę. Jego fundamenty najsilniej podkopało pokolenie kabareciarzy, którzy zaczęli święcić tryumfy na początku XXI w. Używając języka Kanta, chłopa przebranego za babę potraktowali oni jako cel sam w sobie, a nie jako środek do celu, czyniąc clue występów niechlujny kostium czy modulację głosu. Ten niewymagający wysiłku w odbiorze humor cieszył się popularnością w mediach masowych o zróżnicowanym audytorium – cieszy zresztą do dziś, bo pogłoski o śmierci chłopa przebranego za babę są mocno przesadzone. Ceniły go także rosnące w całej Polsce przedsiębiorstwa, organizujące zachodnim wzorem imprezy integracyjne z udziałem popularnych kabaretów. Prostota dowcipu czy brak politycznego zaangażowania stanowiły ich atut. Mimo to w końcu powtarzalność skeczów oraz napływ kolejnych grup szukających komercyjnego sukcesu dzięki sprawdzonemu patentowi doprowadziły do przesytu. W tekście (Nie)śmieszne maratony kabaretowe z sierpnia 2011 r. Aneta Kyzioł przy okazji przeglądu rodzimej sceny kabaretowej pisała: „Ulubionymi rekwizytami polskich kabareciarzy są śmieszne peruki, okulary, podomki i papiloty (przebranie »za babę« to klasyka), siateczkowe podkoszulki i berety z antenką. Jakby wszyscy zgodnie przyjęli, że tylko głupszy ma prawo stroić sobie żarty z ludzi, którzy zapłacili za bilet”. Król nie okazał się może nagi, ale za to jaskrawo umalowany i krzyczący falsetem losowe frazy.