fbpx
Fot. Jakub Wosik/Reporter
Janusz Poniewierski maj 2020

W cieniu olbrzyma

Dobrym, bardzo dobrym owocom pontyfikatu Jana Pawła II można by poświęcić niejeden wykład. Zapytajmy jednak, czy któryś z owoców nie okazał się czasem zepsuty. Albo taki, jakiego jakość moglibyśmy dziś zakwestionować.

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

Medytacja na 100. rocznicę urodzin Jana Pawła II

W 1855 r. poeta Zygmunt Krasiński żegnał Adama Mickiewicza słowami pełnymi patosu i głębokiego wzruszenia: „(…) odszedł od nas – na tę wieść pękło mi serce. On był dla ludzi mego pokolenia (…) krwią duchową. My z niego wszyscy”. Pamiętam tę frazę, bo pisałem kiedyś na jej temat tzw. próbną maturę. Po latach wróciła ona do mnie nie tyle jako cytat z odległej przeszłości, ile adekwatny opis rzeczywistości przeżywanej tu i teraz. Oto bowiem 150 lat po śmierci autora Pana Tadeusza, w kwietniu 2005 r., i ja poczułem, że „pęka mi serce”; że następuje we mnie (i nie tylko we mnie, wystarczyło przecież rozejrzeć się wokół) jakiś upływ „krwi duchowej”; że tracę ojca. Kogoś, kto mnie / nas „zrodził”: do wiary i wolności. Do bycia obywatelem Kościoła – i obywatelem wolnej i niepodległej Polski.

W czasie pontyfikatu Jana Pawła II i po jego śmierci w pełni utożsamiałem się ze słowami wieszcza: „My z niego wszyscy”, odnosząc je do papieża Wojtyły. Dzisiaj jednak – o wiele bardziej niż kiedyś – jestem świadom, że w tym moim / naszym myśleniu o „wszystkich” była jakaś uzurpacja. Bo przecież – jak już w 2005 r. pisał na łamach „Gazety Wyborczej” Paweł Bravo, autor głośnego hasła „Nie płakałem(-łam) po papieżu” – „Nad Wisłą jest jednak garstka spokojnych, żyjących na swój sposób godnie i przyzwoicie ludzi, którym papież był i jest obojętny, zarówno jako wzór moralny człowieka, jak i wzór Polaka”.

Dziś, A.D. 2020, owa „garstka” wydaje się liczniejsza niż kiedyś. I rosnąca w siłę. Winę za ten stan rzeczy, jak sądzę, ponoszą również niektórzy zagorzali admiratorzy Jana Pawła II, także ci kościelni, gotowi do stawiania mu coraz to nowych pomników, czasem nawet z ominięciem przepisów prawa. Tak jak w przypadku pomnika na Wawelu.

Cóż, w takich sprawach Kościół instytucjonalny zachowuje się tak, jakby wierzył w potępianą kiedy indziej zasadę, iż cel uświęca środki.

Raczej belfrzy niż świadkowie

Powiedział kiedyś św. Paweł VI, iż „człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków aniżeli nauczycieli, a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”.

Trudno mi w tym kontekście oprzeć się wrażeniu, że my –  reprezentanci swoiście pojmowanego „pokolenia JP2”, czujący się wychowankami zmarłego papieża – nie daliśmy i nie dajemy młodym ludziom przekonującego świadectwa, iż wciąż warto go traktować jak duchowego przewodnika. Nie daliśmy im świadectwa życia – nie tylko osobistego, ale także kościelnego i społecznego, i politycznego – zgodnego z tym, do czego wzywał nas biskup Rzymu. Zachowywaliśmy się wobec nich raczej jak nauczyciele, i to kiepscy: wymagaliśmy znajomości dat i tytułów encyklik oraz udziału w celebracji kolejnych rocznic, żonglowaliśmy papieskimi cytatami i na każdym kroku powtarzaliśmy, iż „Wojtyła wielkim Polakiem był”, z góry odrzucając jakąkolwiek próbę dyskusji z tą tezą, traktowaną przez nas jak dogmat.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się