Jesteś aktorką, reżyserką, koordynatorką ds. dostępności w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Od lat skutecznie zachęcasz osoby niesłyszące i słabosłyszące do aktywnego współtworzenia pola sztuki. Co zaważyło na tym, że zdecydowałaś się pójść tą drogą?
Ziarno zostało zasiane już na studiach aktorskich w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Na drugim roku Mieczysław Grąbka, który prowadził zajęcia z piosenki, zaproponował mi wykonanie utworu w języku migowym. Z obawą, ale też ekscytacją podjęłam wyzwanie i udałam się do Polskiego Związku Głuchych, gdzie tłumaczka pomogła mi przełożyć piosenkę. Wcześniej nie miałam styczności z polskim językiem migowym, byłam zdziwiona, że nauczyłam się nim posługiwać dość szybko. Po egzaminie poczułam, że chciałabym dobrze nauczyć się tego języka, zgłębić jego strukturę, poznać jak najwięcej gestów. Jednak pójście na kurs w tamtym czasie nie wchodziło w grę ze względu na napięty harmonogram zajęć w szkole.
Kiedy udało Ci się go zrobić?
Kurs rozpoczęłam dwa lata później i trwał on ok. półtora roku. Podczas studiów stopniowo kiełkowała we mnie myśl, że jako aktorka chciałabym robić coś, co będzie miało dodatkowy wymiar społeczny. Na trzecim roku spotkałam się w pracy nad słowem z Krzysztofem Globiszem, który miał afazję. Pracowaliśmy z tekstem Wojna w niebie Josepha Chaikina i te zajęcia poszerzały perspektywę myślenia o teatrze. Globisz uczył nas wagi słowa, w pracy z nim doświadczaliśmy tego, jak ono się rodzi. W procesie oczekiwania na słowo dostrzegało się całą paletę jego potencjalnych znaczeń i towarzyszących mu emocji – to było coś niesamowitego. Uświadamialiśmy sobie, że słowa nie tylko mieszczą w sobie wiele sensów, lecz też że treści zawarte są również między nimi. To, co niewypowiedziane, zyskiwało w naszych oczach wartość większą niż natłok informacji, z którym mamy do czynienia na co dzień.
Sam tekst Wojny w niebie mocno ze mną rezonował, dlatego po zakończeniu zajęć czułam niedosyt. Może to jest dobry moment, by właśnie z tym materiałem rozpocząć pracę z osobami g/Głuchymi? – pytałam samą siebie. Chaikin też miał afazję, dla niego napisanie Wojny w niebie było formą terapii. Na spotkaniach autorskich czytał ten tekst, a języka migowego używał w momentach, gdy słowo nie mogło zostać wypowiedziane. To wszystko zaczęło mi się jakoś łączyć i zachęciło mnie do przygotowania castingu w Polskim Związku Głuchych dla osób z niepełnosprawnością słuchu, które chciały ze mną pracować nad Wojną w niebie.
Jakie miałaś oczekiwania względem tego projektu?
Nie zakładałam, że musimy zrobić spektakl, ale od początku dawałam do zrozumienia, że będziemy pracować intensywnie, w trybie profesjonalnym. Zebrałam rewelacyjną grupę młodych osób i powstało przedstawienie, które pokazaliśmy w Cricotece. Ponieważ wygraliśmy konkurs The Best Off teatrów niezależnych, mogliśmy pokazać Wojnę w niebie w różnych miejscach w Polsce, co dało nam siłę i zachęciło do dalszej aktywności. Założyłam Fundację Migawka, żeby prawnie upodmiotowić naszą grupę, i wkrótce zaczęliśmy organizować warsztaty, jeździć na festiwale, tworzyć teledyski i kampanie społeczne, jak np. „Głuchy nie znaczy głupi”, do których zapraszaliśmy aktorów i osoby g/Głuche. Naszym celem było pokazanie, że ludzie z niepełnosprawnością słuchu, podobnie jak my, mają prawo tworzyć sztukę i być w niej nie tylko aktywnym odbiorcą, ale również twórcą. Później trafiłam do Teatru Słowackiego, gdzie najpierw zostałam zatrudniona jako koordynatorka ds. dostępności, a potem jako aktorka. Moim następnym krokiem była reżyseria spektakli z g/Głuchymi i słyszącymi artystami.