Monique LaRue w misternie skonstruowanej historii rodzinnej idzie śladami Arendt, uzupełniając propozycję filozofki o ważny komponent. Otóż przypomina, że nie tylko opowieść, ale i język, w jakim jest snuta, mają charakter tożsamościotwórczy.
Tytułowa bohaterka rekonstruuje dzieje relacji pomiędzy nią a braćmi, starszym Louisem i młodszym Dorisem, uzupełniając je o kreślone z dużą uważnością portrety partnerów lub partnerek, rodziców, przyjaciół. Przypomina tym samym, że pojedyncze biografie nie istnieją w próżni, splatają się z innymi, tworząc coraz gęstszą, wielobarwną sieć, w której równie ważne jest to, co wypowiedziane, jak i to, co przemilczane, zrozumiane opacznie lub poniewczasie. Międzyludzkie dramaty rozgrywają się na tle fascynującej i skomplikowanej historii kanadyjskiego Quebecu (duży plus dla Krzysztofa Jarosza wyjaśniającego jej meandry w przypisach i opracowaniu), znacząco wpływającej na losy Markizy Simon i całej rodziny Cardinalów.
Specyficzna saga, nie zawsze chronologiczna, stanowiąca ciąg obrazów, zdarzeń, refleksji ex post, obejmuje kilkadziesiąt lat XX w., podczas którego z tygla kultur i języków wyłaniała się wewnętrznie niejednorodna tożsamość mieszkańców Quebecu. Języki – głównie angielski i francuski – służą nie tylko do porozumiewania się, są depozytami kultur i pamięci. Z ich tarć, negocjacji, prób koegzystencji czy radykalnych odcięć wyłaniają się bohaterowie i bohaterki. Języki pamięci zamieniają się w języki życia.
–
Monique LaRue
Okiem Markizy. Powieść
tłum. Krzysztof Jarosz, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk–Katowice 2021, s. 437