fbpx
il. takie pany
Ola Synowiec lipiec-sierpień 2023

Kino z kajakiem w tle

W obiekty festiwalowe zmieniają się sale gimnastyczne. Zaciemnienie, obraz i nagłośnienie są całkiem dobre i jest w nich jakiś dodatkowy urok i relaksujący luz. Filmy oglądać można na szkolnych materacach, skrzyniach i kozłach albo w hamaku rozwieszonym w bramce piłkarskiej

Artykuł z numeru

Wyobraź sobie

Wyobraź sobie

Czytaj także

Edwin Bendyk

Pępek świata

Kultura i natura równocześnie, podczas jednego tygodnia wakacji, w ramach jednego festiwalu. Zwierzyniec, gdzie odbywa się Letnia Akademia Filmowa, leży w sercu Roztoczańskiego Parku Narodowego. Gdzie indziej między seansami można wyskoczyć na wycieczkę rowerową po lesie, spływ kajakowy rzeką Wieprz albo na kąpiel w stawach Echo?

Albo, przy odrobinie szczęścia, zobaczyć dziko żyjące koniki polskie? Pierwsze ich sztuki osiedlono tu w latach 80. XX w., do dzisiaj ich populacja znacznie się rozrosła, a koniki lubią spędzać czas właśnie u brzegów wspomnianych stawów. Okolicę zamieszkują także jelenie, dziki, wilki i wydry – w końcu nazwa Zwierzyńca nie wzięła się znikąd! W zeszłym roku, po ostatnim seansie, centralnie przed kinem przywitał nas zaś… lis. Jest też coś magicznego w tym, że o północy w mieście gasną wszystkie latarnie. I jesteśmy tylko my, natura i gwiazdy. Ach, chyba nigdzie nie ma tylu gwiazd co w Zwierzyńcu! Na dodatek wtedy, w połowie sierpnia – podczas deszczu Perseidów, spadają jedna za drugą.

Spać można w hotelach, w agroturystykach, ale najlepsze są kempingi. Zatrzymując się na nich, jest się jeszcze bliżej natury, ale też bliżej dzieciństwa – na LAF-ie czuję się trochę jak na koloniach. Szczególnie że Zwierzyniec to malutka miejscowość i jest tu tylko jedno kino – w pozostałe obiekty festiwalowe zmieniają się po prostu sale gimnastyczne tutejszych szkół. Zaciemnienie, obraz i nagłośnienie są wprawdzie całkiem dobre, ale jest w tym jakiś urok, jakiś relaksujący luz. Na przykład w kinie Salto podczas seansu można siedzieć na szkolnych materacach, skrzyniach i kozłach albo leżeć w hamaku rozwieszonym w bramce piłkarskiej. W ubiegłym roku centralnie przed ekranem stał też kajak, symbol zeszłorocznej edycji festiwalu – filmy można było oglądać także z niego.

Zwierzyniec, gdzie odbywa się LAF, liczy zaledwie 3 tys. mieszkańców, dzięki czemu całe miasteczko żyje festiwalem. Co chwilę się na siebie wpada, rozmawia, spotyka się przy piwie w kultowym barze Mango na tyłach kina Skarb. Nie tylko jeśli chodzi o widzów, ale także organizatorów czy zaproszone gwiazdy: największych polskich reżyserów i aktorów. Tu wszyscy razem siedzą sobie na leżakach przed kinem. Chyba na żadnym innym festiwalu nie zawarłam tylu znajomości. A że LAF-owa publika jest niezwykle wierna (czemu się wcale nie dziwię!), co roku spotykam znajome osoby, co roku czuję, jakbym wracała do przyjaciół.

Atmosferę tworzą też przyjeżdżający rok w rok wolontariusze, nierozerwalny element festiwalu. Nie wyobrażam sobie LAF-u chociażby bez Gaspara w wielkiej muszce, kasjera kina Jowita i ulubieńca widzów. Wolontariusze to pasjonaci kina, często studenci kierunków filmowych, którzy potrafią doradzić przy wyborze seansu i z którymi nie raz prowadziłam ciekawe zażarte dyskusje po filmie. No i odwieczna „wojna kin”! Od zamierzchłych czasów wolontariusze Skarbu i Jowity robią sobie nawzajem psikusy, udowadniając wyższość swojego kina nad drugim. Rozwieszają po miasteczku dowcipnie szydercze plakaty, przygotowują krótkie filmy, które puszczane są przed ostatnim seansem. Tą – sympatyczną po prawdzie – wojenką żyją także widzowie, pomagając jednym lub drugim.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się