fbpx
Ilustracja z książki „Co robią uczucia?” / il. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dwie Siostry
z Grzegorzem Leszczyńskim rozmawia Edyta Zielińska-Dao Quy wrzesień 2022

Klucz do kanonu

Dobra literatura dziecięca to taka, w jakiej odnajduje się też dorosły niezatracający dziecka w sobie.

Artykuł z numeru

Mądrość ciała

Mądrość ciała

Czytaj także

z Emilią Dziubak rozmawia Georgina Gryboś-Szczepanik

Dać dziecku wybór

Przejrzałam listy lektur do szkoły podstawowej. W klasach 4–6 najnowszą lekturą obowiązkową jest Mikołajek, chłopiec, który zdążył się już zestarzeć i osiągnąć dojrzały wiek 60 lat. Nie lepiej jest w klasach 7–8. Tutaj juniorem jest Melchior Wańkowicz. Dla mnie to pewien fenomen, że dzieci dzielą doświadczenia lekturowe ze swoimi pradziadkami. Nie uważam, że im książka młodsza, tym lepsza, ale czy Pana zdaniem dzisiejszy kanon odpowiada na potrzeby i zainteresowania młodych czytelników?

Średni wiek szkolnej lektury w  klasach 4–6 wynosi – jak obliczyła Aleksandra Korczak  – 96  lat. Przeciętna książka, do lektury której zmuszamy nasze dzieci, powstała więc w latach 20., w rzeczywistości z perspektywy dziecka archaicznej: Polska niedawno odzyskała niepodległość, odbudowuje państwo, tworzy podstawy szkolnictwa, za pasem reforma Jędrzejewiczowska. To, że kilka pokoleń dzieli ze sobą doświadczenia lekturowe, niesie z sobą jakąś wartość, jednak ma też swoje dramatyczne oblicze, ponieważ młodym czytelnikom książka kojarzy się z czasami ich pradziadków i dziadków, w konsekwencji odnoszą wrażenie, że nie przystaje do współczesności. Nie jest oczywiście prawdą, że stara książka jest zła. Ale nie jest też prawdą, że z powodu wieku jest lepsza niż nowa. Ta druga ma tę zaletę, że dotyczy współczesnego świata i  właściwych mu problemów, wyzwań, dylematów. Sto lat temu nie mówiono o rodzinach patchworkowych, problemach z tożsamością płciową czy wykorzystywaniu seksualnym dzieci. Tymczasem to jest właśnie rzeczywistość XXI w., w której żyją młodzi ludzie. I tego też powinna dotyczyć literatura.

Brak nowszych książek w spisie lektur szkolnych to katastrofa, która wprost prowadzi do wtórnej analfabetyzacji społeczeństwa, ponieważ niejedno dziecko kończące szkołę będzie uznawało, że nie ma nic nudniejszego i bardziej zbędnego niż czytanie książek.

Jedną z  wielkich radości czytania jest spotkanie ze sobą i  z  drugim człowiekiem, które pozwala zrozumieć zarówno to, co dotyczy mnie, jak i  to, co przeżywają inni. Lektury szkolne odsyłają do czasów minionych, gdy problemy, postawy i doświadczenia bohaterów były inne. Nie mówiło się o samobójstwach wśród nastolatków, przemocy, hejtowaniu – dziś są to nierozwiązane problemy, z którymi samotnie zmaga się wielu młodych ludzi.

W takim razie jaki jest sens utrzymywania w kanonie lektur, które nie trafiają do młodych czytelników?

Sensu nie ma. Mogę mówić wyłącznie o przyczynach. A te łatwo poznać po skutkach. Urzędnicy, którzy odpowiadają za tworzenie listy lektur, albo nie znają książek dla dzieci i wprowadzają do kanonu literaturę zapamiętaną z własnego dzieciństwa, albo boją się oskarżenia o nielojalność wobec ideologii władzy

Rodzice często wybierają dla dzieci książki, które zapamiętali z dzieciństwa. Nie tylko urzędnicy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się