Jeśli o kimkolwiek można powiedzieć, że świetnie zna Nowy Jork, to kimś takim jest Craig Taylor. Ten kanadyjski pisarz, autor reporterskiego portretu Londynu (Londyńczycy. Miasto i ludzie), przeprowadził się tu na sześć lat i rozmawiał z nowojorczykami wszelkiej proweniencji: starymi i młodymi, zamożnymi i biednymi, miejscowymi i imigrantami, mieszkańcami wszystkich dzielnic. W książce Nowojorczycy. Miasto i ludzie o swoim życiu i doświadczeniu miasta opowiada mu blisko setka osób, m.in. serwisant wind, stomatolog, dyspozytorka numeru alarmowego, niania, bankier z Wall Street, konduktor metra, psychoterapeuta…
Gdy przychodzi do mojego z Craigiem Taylorem spotkania, z początku wygląda na to, że nie porozmawiamy. Najpierw nie działa Zoom, potem rwie się internet, potem widzimy się świetnie, za to bez dźwięku, więc po krótkim szamotaniu się z komputerem, telefonem i aplikacjami przerzucamy się na WhatsApp.
Przez chwilę poczułem się jak na początku pandemii…
Zastała cię chyba w Nowym Jorku?
Kończyłem właśnie pracę nad Nowojorczykami i zostałem, jak długo się dało. Wróciłem do Vancouver ostatnim bezpośrednim lotem. Ale zanim to nastąpiło, widziałem wszystko. Wciąż jeszcze, jak zresztą chyba większość ludzi, którzy doświadczyli tego, co się działo w Nowym Jorku, nie jestem gotowy o tym mówić. A było naprawdę źle.
Rozdział, który ostatecznie dodałeś do książki, to chyba najlepsze, co dotąd powstało na temat pandemii COVID-19. Historia Dana, który trafia do szpitala z poważną dusznością, a potem z perspektywy szpitalnego łóżka opowiada, co się dzieje na oddziale, przypomina apokalipsę.
Nie wiem, jak u was w Polsce, ale na kanadyjskim zachodnim wybrzeżu ten pierwszy lockdown wyglądał zupełnie inaczej – ludzie siedzieli w domu, śledzili media i czekali, co się wydarzy. Było dużo niepokoju, niepewności, lecz z egzystencjalnego punktu widzenia to doświadczenie zupełnie nieporównywalne z tym, co przeżywał Nowy Jork, gdzie ze względu m.in. na gęstość zaludnienia wirus rozprzestrzeniał się o wiele szybciej, a nie było jeszcze odpowiednich procedur, o sprzęcie i leczeniu nie wspominając. W marcu 2020 r. 8 mln ludzi jednocześnie żyło tu myślą: „Czy to właśnie ten moment, w którym zaraz zakończy się moje życie?”. I dla bardzo wielu ludzi była to rzeczywiście ostatnia myśl. W kwietniu umierało nawet 900 osób dziennie!
A jednocześnie doświadczając tego na miejscu, jesteś jak ta gotująca się żaba i nie do końca zdajesz sobie sprawę, że właśnie wydarza się historia.