Na debiut literacki Kąckiej składają się „opowieści przyjemne” oraz „opowieści nieprzyjemne”; choć tych drugich jest mniej, to z wyrafinowanym poczuciem humoru zdają się ciągnąć czytelników ku granicom „Trudnego Szczęścia królestwa”. Czym są owe tajemnicze „elizje”? „Była sobie bajeczka, która była naiwna z wyboru” (s. 41) – można to zdanie potraktować jako klucz (jeden z wielu, zapewne) do książki. Pozorna niepowaga tych drobnych tekstów („bajeczka” lekceważona jest przez „bajki z prawdziwego zdarzenia”, a także wiersze i prozę) skłania do podejmowania działań bardziej niż serio: podważania oczywistości, które – z rozpędu czy przyzwyczajenia – chcemy uznawać za obowiązującą realność. Elizje nie zadowalają się pozycją „iluzji”, ich „dziwność” nie wyczerpuje się w wywoływaniu zakłopotania czy poczucia obcości; przeciwnie – jest rodzajem wyzwania. Bohaterkami Elizji uczyniła Kącka królewny „z innej bajki”, które nie grają w zastane gry, ale też niespecjalnie starają się zmieniać zasady. Ryzykownie wybierają raczej odstępstwo, zdejmują koronę, wypadają z formy, nie liczą się, gadają od rzeczy, rozmieniają się na drobne (okazuje się, że nie ma powrotu do porzuconej roli) i dzięki tej niecentralnej pozycji wystawiają się na nieprzewidywalną zmianę. Elizje to pełen smutnego wdzięku zestaw ćwiczeń z wyobraźni, który uchronić może przez pokusą wyuczonej na pamięć puenty.
Eliza Kącka
Elizje
Wydawnictwo Lokator, Kraków 2017, s. 82