Uderza jak huragan ze zdwojoną siłą, bezlitosny, nieubłagany. Można go tylko przeczekać, licząc na to, że łaskawy czas rzeczywiście zabliźni rany.
Kołysanka z huraganem jest zapisem takiego oczekiwania. To roczny dziennik żałobny młodej matki; rozpisany na kilkaset notatek proces godzenia się z utratą kilkumiesięcznego syna, tym trudniejszą, bo niespodziewaną i niewyjaśnioną. Strona po stronie wchodzimy głębiej w codzienność życia naznaczonego traumą, ale też towarzyszymy narratorce w szukaniu osobistych, świeckich rytuałów żałobnych, które mają nieco ulżyć w smutku. Kiedy opuszcza cię matka, stajesz się sierotą. Jak jednak nazywa się matka, którą opuściło własne dziecko? To śmierć, z którą nie sposób się pogodzić, ale trzeba nauczyć się żyć obok niej. W przypadku bohaterki reportażu pomoc nadchodzi z wielu stron – w postaci relacji z bliskimi, odtwarzania splotów rodzinnej historii, terapii i wreszcie samego procesu pisania, który chroni pamięć przed degradacją, ale też pozwala ujarzmić lęk i poczucie winy.
Kołysanka… jest poruszającym elementarzem, który pokazuje naukę stawiania na nowo pierwszych kroków. Trudno wobec takiej historii przejść obojętnie, ale też niełatwo poddać ją ocenie. Niezwykle intymny charakter żałobnego trenu wytrąca z ręki pytania o sens takiej literatury. Zamiast nich zostajemy z opowieścią surową jak norweski krajobraz, nagim obrazem cierpienia i zapisem codziennych zmagań z życiem, które nagle zmieniło swój kurs. Możemy się im tylko poddać.
–
Justyna Wicenty
Kołysanka z huraganem
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2020, s. 310