Pierwszy Sobór Watykański (1869-1870) był dla Kościoła rzymskokatolickiego niczym niezagojona rana. Nigdy go bowiem oficjalnie nie zakończono − został przerwany ze względu na wybuch wojny francusko-pruskiej, a potem zajęcie Rzymu przez wojska Sabaudii i Piemontu. W tej sytuacji papież Pius IX odroczył Sobór sine die, to znaczy bezterminowo, a sam wkrótce potem ogłosił się „więźniem Watykanu”.
Odroczył, a nie zamknął. Nic dziwnego zatem, że w Kościele żyła nadzieja, iż obrady Vaticanum Primum uda się – w bliższej lub nieco dalszej przyszłości – wznowić i kontynuować. To wydawało się konieczne: choćby z uwagi na liczbę dokumentów odłożonych ad acta (było ich ponoć aż 51), ale także z powodu przyjętego już, a dla wielu katolików kontrowersyjnego, dogmatu o nieomylności papieża. Jak mówi historyk Klaus Schatz, przeciwnicy owego dogmatu – a było ich na Soborze całkiem sporo – mieli nadzieję, że „podczas omawiania roli urzędu biskupiego w ramach schematu o Kościele można będzie powiedzieć coś uzupełniającego i równoważącego”. Bo przecież, komentowano, nowe orzeczenie dogmatyczne winno zostać dopełnione opracowaniem integralnej wizji całego Kościoła, a tego zadania ojcowie soborowi nie zdążyli już zrealizować.
O wznowieniu Pierwszego Soboru Watykańskiego – chociażby po to, żeby zajął się eklezjologią – myślało co najmniej dwóch dwudziestowiecznych papieży: Pius XI (1922-1939) i Pius XII (1939-1958). Ten pierwszy był głęboko przekonany, że Kościół powinien przemyśleć nową sytuację, w jakiej znalazła się (częściowo katolicka) Europa po wielkiej wojnie. Wśród tematów, jakie – jego zdaniem – należałoby poruszyć w czasie owej reaktywacji (oprócz konstytucji dogmatycznej o Kościele, której uchwalenie wydawało się dla wszystkich oczywiste), były między innymi: socjalizm i komunizm, a także rola kobiet (!) i ludzi świeckich w Kościele. Idea zwołania Soboru wtedy jednak upadła – głównie z powodu przedłużających się negocjacji poprzedzających podpisanie traktatów laterańskich (czyli umowy konkordatowej pomiędzy Włochami i Stolicą Apostolską) oraz pogorszenia się sytuacji międzynarodowej. Z kolei Pius XII z myślą o Soborze zlecił już nawet podjęcie konkretnych prac przygotowawczych. Opracowano kilka schematów (m.in. o komunizmie, o wojnie i o kulturze), niczego jeszcze publicznie nie ogłaszając, jednakże ten papieski zamysł miał w kurii rzymskiej i w kolegium kardynalskim wielu przeciwników. Wytaczano przeciwko niemu istotne kontrargumenty. Jeden z nich dotyczył duszpasterskiego ryzyka związanego z wielomiesięczną nieobecnością biskupów w ich rodzimych diecezjach. Trzeba bowiem pamiętać, iż panowała wówczas powszechna demoralizacja, będąca owocem wojny, a Europie Wschodniej zagrażał komunizm. „Dyskusje – czytamy w pięciotomowej Historii Kościoła pod red. Rogera Auberta – przeciągnęły się aż do roku 1951, ale z powodu poważnej różnicy zdań dalsze prace zostały zawieszone i to nowe niepowodzenie zdawało się potwierdzać, że era soborów definitywnie się skończyła”. Ich rolę miały odtąd przejąć zreformowany Kodeks Prawa Kanonicznego oraz papieskie encykliki – konkretne odpowiedzi Kościoła na pojawiające się pytania i wątpliwości.