Pod wieloma względami nasza cywilizacja znajduje się w kolejnym fin de siècle’u. Towarzyszy nam atmosfera nihilizmu i poczucie końca czasów. Podobnie jak u kresu XIX w., nierówności dochodowe i majątkowe są absurdalnie duże, a światowe rynki opanowały korporacje dążące do imperialnego podboju. Dziś ponownie, skądinąd inteligentni, ludzie ulegają czarowi specyficznej pseudonauki. Tak jak studia nad księgami okultystycznymi, seanse spirytystyczne i badania mitów pobudzały wyobraźnię co zamożniejszych kręgów w XIX w., tak obecnie wśród finansjery i kapitalistów technologicznych krzewi się kult krypto, elektronicznych pieniędzy i obiektów korzystających z kryptografii i technologii blockchain.
Długo wstrzymywałem się z głosem krytyki, ba!, jeszcze w 2021 r. wraz z zespołem CoopTech Hub byłem kuratorem „crypto utopias” – pierwszej w Polsce kolekcji sztuki NFT, zbierającej dzieła kolektywu artystów i artystek. Nie raz i nie dwa inwestowałem w tzw. kryptowaluty, a z nutą nostalgii wspominam, jak w szczycie bańki 2014 r. stawialiśmy koparki bitcoina (BTC) w kuchni przyjaciela matematyka, mózgu naszej operacji. Zatem robiąc ten rachunek sumienia, oceniam coś, czego spróbowałem. Nadal dostrzegam obszary pożytecznych zastosowań połączenia kryptografii i blockchain i je tu opiszę, ale ogólną ekscytację przykrywa coraz częściej obserwacja znacznie bardziej niepokojących trendów ekonomicznych i politycznych. Pytając qui bono, musimy od razu dodać: w jak długim okresie? Czy wczorajsi bitcoinowi milionerzy są dowodem słuszności krypto, niczym milionerzy obligacji zabezpieczonych długiem (CDO) w bankach inwestycyjnych w 2007 r.?
Trend odwrotu od krypto nie pozostaje niezauważony, a swoje zdanie głośno wyrazili niedawno m.in. muzyk Brian Eno („Wreszcie artyści będą mogli stać się małymi kapitalistycznymi dupkami”), twórca Twittera Jack Dorsey (mówiący o krypto jako „scentralizowanym podmiocie z inną metką”) czy ekonomista specjalizujący się w niestabilności finansowej Nassim N. Taleb („blockchain wciąż służy właściwie do niczego”). Badacz Evgeny Morozov uruchomił niedawno nową machinę The Syllabus, swoistą wspólnicę wiedzy, by informować ludzi o zagrożeniach naiwnej wiary w krypto. Wśród samych przedsiębiorców również przebijają się głosy coraz bardziej przytomnych komentatorów, także w Polsce, by wspomnieć choćby legendę sceny startupowej Artura Kurasińskiego. Ze swojej strony dodaję krytykę ekonomii politycznej krypto i sprzeczności w realizacji głoszonych przez tę społeczność haseł: decentralizacji, efektywności i przełamania monopolu Big Techu. Kult krypto ma szansę doczekać prawdziwej gospodarki przyszłości, jednak nic nie będzie takie, jak głoszą jego prorocy.
Krypto, ale czy waluta?
Krypto(waluta) to rozproszona baza danych, w której wymiana danych, czyli transakcja, jest potwierdzana przez węzły (tzw. górników, miners) zabezpieczające jednolity zapis na łańcuchu wszystkich transakcji (tzw. bloków, blockchain). Transakcje przebiegają przy zerowym zaufaniu, stąd aby zabezpieczyć ich strony przed potencjalną różnicą zdań co do statusu transakcji (od błędu po celową manipulację), uzgodnienie poprawności łańcucha opiera się na kryptograficznych obliczeniach i nagradzaniu górników zwiększaniem zawartości ich kont.