W jaki sposób Pan pracuje?
Od rana do popołudnia. Tłumaczę tak, jakbym przychodził do biura, nie ma w tym nic ekscytującego. Pisanie natomiast jest piękną przygodą. Najpierw kilka miesięcy studiowania materiałów, pisanie konspektu, stosy notatek. Potem parę miesięcy pisania – trudny, ale dziwnie mistyczny czas, gdy stwarza się świat i obcuje z nieistniejącymi bytami. Na koniec spełnienie, które, jak to spełnienie, przynosi i radość, i smutek.
Co najchętniej Pan czyta?
Od kilku lat niemal wyłącznie książki potrzebne do pracy. Na czytanie dla przyjemności mam coraz mniej czasu, a także sił – wieczorami, po translatorskiej czy pisarskiej robocie, odpoczywam w każdy możliwy sposób, byle nie z książką w ręku. Jeśli czytam dla siebie, to ulubionych klasyków: Faulknera, Manna, Carpentiera, Borgesa, Schulza, Leśmiana, Miłosza. Nowej literatury nie czytam prawie wcale.
Czego nie wiedział Pan o sobie 10 lat temu?
Że będę pisał książki.
Gdybym nie był tym, kim jestem, byłbym?
Muzykiem lub marynarzem. Muzyka i morze to dwie niespełnione miłości mojego życia.
Czytaj także
Asterion
Jacy są bohaterowie Pana życia codziennego?
Koty. Od lat opiekuję się nimi w rozmaitych kociarniach w Poznaniu. Poświęcam im łącznie więcej czasu niż ludziom.
Którego autora / autorkę chciałby Pan przywrócić do życia i dlaczego?
Alberta Camusa; to jeden z najważniejszych dla mnie pisarzy, a żył o wiele za krótko. I Tadeusza Nowaka, z podobnych powodów.