Dzieje się to w dzień i w nocy, o każdej porze roku, przy każdej pogodzie. Noworodek wypchnięty z łona matki – scena tak uniwersalna, jak tylko mogą być fundamenty egzystencji: narodziny, śmierć. Reszta jest już bardziej przygodna, zależna od czasu, miejsca, technologii, horyzontu wyobraźni. To nowe życie zostaje wplecione w różne sensy i znaczenia.
Mieszkam tuż obok porodówki, więc chcąc nie chcąc, myślę o tym, co dzieje się za murem z brunatnej cegły, w wyciszonych salach, gdzie przez mlecznobiałe szyby wpada rozmyty cień słonecznego światła. Jaki los czeka tę, w której płuca dziś wdziera się pierwszy haust powietrza? Prognozy nie są za dobre, prognozy są – prawdę mówiąc – bardzo złe. Zanim dobije trzydziestki, nawet 216 mln ludzi może musieć opuścić swoje domy. Kiedy będzie miała 80 lat, Malediwy, Wyspy Marshalla, Biały Dom i większość Bangladeszu mogą znaleźć się pod wodą. W Europie, gdzie sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie, można spodziewać się (tylko) pustynnienia, zdarzających się co dziesięć lat „powodzi tysiąclecia”, problemów z wodą pitną, morderczych fal upałów, chorób tropikalnych i pandemii, a także załamania gospodarczego, konsekwencji globalnego konfliktu zbrojnego oraz demontażu demokracji liberalnej i praw człowieka.
Tyle że naukowe przewidywania (przytaczam je za książką Ziemia nie do życia. Nasza planeta po globalnym ociepleniu David Wallace’a‑Wellsa w przekładzie Jacka Spólnego) nie są fatum ani niezmienialnym losem.
Wallace‑Wells zauważa, że fakt, iż katastrofa jest skutkiem ludzkich działań, oprócz odczuwania winy powinien przynosić poczucie sprawczości: jeśli my ją uruchomiliśmy, także my możemy zapobiec jej najgorszym skutkom.
Ale – powiedzą krytycy – jedno nie musi wynikać z drugiego. To, że człowiek potrafi wywołać lawinę, nie znaczy, że może ją powstrzymać, gdy już ruszy. To, że istnieje scenariusz ograniczenia emisji tak, by zapobiec uruchomieniu niepoddawalnych kontroli reakcji łańcuchowych, nie znaczy, że jest wysoce prawdopodobny. W końcu historia pełna jest zbrodni i katastrof, którym łatwo byłoby zapobiec, gdyby tylko wszyscy ludzie działali rozsądnie. Rzecz w tym, że wbrew nazwie homo sapiens w bardzo ograniczonym zakresie kieruje się racjonalnością; jego działania i reakcje wynikają często z emocji, sposobu socjalizacji, horyzontu wyobraźni, ochrony siebie, przypadku. Patrząc na to, co dotychczas ludzkość zrobiła z wiedzą o zagrożeniu klimatycznym, trudno być
optymistką.
Jak wpływa to na sposób, w jaki interpretujemy tę rozgrywającą się gdzieś tu i teraz scenę – pierwszy haust powietrza, pierwszy krzyk, rodzice po raz pierwszy tulący swoje dziecko? Czy mamy prawo pytać o etyczność wydania tego życia na świat? Kim jest osoba zadająca takie pytania? Prowokatorem? Odpowiedzialnym moralnie podmiotem? Złą wróżką, która przybywa – niezaproszona – zniszczyć pastelową krainę dzidziusiowego szczęścia, przepowiadając tragiczną przyszłość?