Mózg niemowlaka waży 350 g. Gdy dorośnie, zwiększy masę o kilogram, a liczba tworzących go neuronów, czyli komórek nerwowych, może zbliżyć się do 100 mld. Neuron wygląda jak wyjęta z herbarium roślina – wydaje się, że ma korzenie, łodygę i płatki. Długa łodyga to akson. Wypustki, rozgałęzione niczym korzenie i płatki, to dendryty przewodzące impulsy do ciała komórki nerwowej. Specyficzna budowa neuronów jest kluczem do rozwoju mózgu człowieka, bo dzięki tej właściwości możliwe jest wytwarzanie niezliczonej ilości połączeń między komórkami nerwowymi.
Klucz jest jak znalazł, kiedy rodzi się dziecko niesłyszące, w którego mózgu doszło do uszkodzenia szlaku nerwowego przekazującego usłyszane dźwięki do kory mózgowej. Impulsy z płata skroniowego kory – silnie pofałdowanej warstwy substancji szarej, która otula istotę białą mózgu – gdzie neurony analizują bodźce słuchowe i odpowiadają za rozumienie mowy, nie przedostają się do płata czołowego kory, co uruchomiłoby neurony odpowiedzialne m.in. za myślenie, pamięć, ekspresję mowy.
Lidia Lempart uważa, że mowa jest w mózgu, nie w uchu, więc trzeba odczepić się od ucha, a skupić na neuronach.
Niewielkiego wzrostu osoba, o kręconych czarnych włosach, mówi dużo i energicznie, siedząc w małym pokoju za kuchnią, w siedzibie Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci z Wadą Słuchu ORaToR we Wrocławiu. Założyła je 1992 r. z Henrykiem Stroblem i grupą rodziców niesłyszących dzieci. Pokój za kuchnią to najmniejsze pomieszczenie mieszkania w dawnej kamienicy niemieckiego patrycjatu. Na pozostałych 200 m2 urządzono gabinety do pracy.
Ściany pokoju wypełniają zdjęcia. Jest Kuba, który w wieku pięciu lat w skali bezsłownej rozwiązywał próby psychologiczne na poziomie ośmiolatka, więc Lempart powiedziała jego mamie: „Pani Doroto, niech pani tu już nie przychodzi, bo terapia nie może polegać na tym, że za wszelką cenę staram się znaleźć jakiś jego błąd…”. Jest Agnieszka, która została architektem i pracuje w biurze projektowym w Wiedniu, bo wyszła za mąż za Austriaka. Są Małgosia, Tomek, Adaś, Kasia… Ściany pną się wysoko, ale i tak nie pomieściłyby kilkuset fotografii podopiecznych Lidii Lempart i jej terapeutów, dzięki którym nauczyli się mówić. Nauka języka każdego z nich rozpoczęła się właśnie tam – podczas pierwszej rozmowy Lempart z rodzicami – w małym pokoju za kuchnią, do którego wchodzi się przez sekretariat, a przez okno widać odrapane tylne ściany sąsiednich kamienic.
Rachunki na całkach
– Proszę włożyć stopery do uszu i mnie posłuchać. Nic nie słychać? Proszę spróbować czytać z ruchu moich ust, mówię przecież z dobrą dykcją, nie za szybko. Jeśli trzeba, mogę coś napisać na tablicy. I tak trudno zrozumieć o czym mówię? W porządku, to było do udowodnienia.