Na północ jedzie się, by umrzeć rozpoczyna seria morderstw dokonanych przez Benjamina na oczach jego współtowarzyszki Sary. To strzelaniny wydarzające się nagle, w niezrozumiałych okolicznościach. Kolejne scenki narracyjne wcale nie wyjaśniają motywów zbrodni: ktoś wraca oddać zabrany w pośpiechu telefon, ktoś inny jest niesłusznie oskarżany… To jedynie wycinki większej opowieści, która pozostaje w sferze domysłu. Linde dzięki niezwykłej wrażliwości i poetyckiemu językowi próbuje pokazać, że nasz punkt widzenia nie jest tym jedynym. Horyzont spojrzenia pozostaje linią, dopóki nie postanowimy się jej uważniej przyjrzeć i dostrzec, że wszystkim wcale nie rządzi skomplikowany układ zależności, który można zrozumieć, ale przypadek wynikający z niewyjaśnionych pobudek kierujących ludzką naturą.
Pisarka ukazuje bolesny obraz rzeczywistości, gdzie w chwili największych trudności zawsze zostajemy sami, a wówczas między nami a światem buduje się niewidzialna błona uniemożliwiająca wrażliwe, rozumiejące spojrzenie na to, co się wydarza wokół. Tak niepostrzeżenie tworzy się piekło, gdzie ludzkimi motywami kieruje niepokój, bliskość jest tylko pozorem, dzieci zmagają się z przeszłością rodziców, a pamięć staje się uciążliwym obowiązkiem. Ocaleniem może być tylko nieustanne kwestionowanie linii horyzontu – uciszenie wewnętrznej wojny i spojrzenie na innych, którzy również mają swoje historie domagające się wysłuchania.
_
Ida Linde
Na północ jedzie się, by umrzeć
tłum. Justyna Czechowska
Wydawnictwo Lokator, Kraków 2017, s. 196