Od ośmiu lat naukowo zajmuję się pamięcią kulturową. W skali akademickiej to wprawdzie niewiele, jednak wystarczająco długo, by zaobserwować pewne ciekawostki i powtarzające się zjawiska. Kiedy piszę o rewolucji francuskiej, powstaniu styczniowym albo II wojnie światowej – nikt się nie dziwi. Natomiast gdy piszę o powstaniu warszawskim, pojawia się konsternacja. Czy nie chodzi aby o Powstanie Warszawskie? Niekiedy korekta w dyskretny sposób zamienia „powstanie” na „Powstanie”. Innym razem dostaję e-mail z zapytaniem w tej sprawie. Nie upieram się przy „powstaniu” – choć gdy zależy to ode mnie, to w dyskursie naukowym i publicystycznym staram się konsekwentnie stosować małe litery, a wielkie zachować dla mów okolicznościowych bądź tekstów pamiątkowych. To na pozór błahe zagadnienie skłoniło mnie do napisania tekstu o znaczeniu marginaliów i drobnych szczegółów w polityce pamięci.
Walka o język
„Kwestia ortograficzna” niekiedy pojawia się przy okazji spotkań z ludźmi, którzy „znają mnie tylko z czytania”. Małe litery w zapisie powstania sugerują wbrew mojej intencji negatywny stosunek do wydarzenia. Tymczasem zgodnie z regułami ortografii to właśnie taki zapis powinien być traktowany jako neutralny, natomiast kapitałki – wskazywać na stosunek szczególnie pozytywny. Według Wielkiego słownika ortograficznego PWN nazwy wydarzeń historycznych można pisać wielką literą „ze względów uczuciowych bądź dla uwydatnienia szacunku”. Powstanie Warszawskie jest nawet jednym z przywołanych w tym kontekście przykładów. Mirosław Bańko, autorytet w dziedzinie poprawności językowej, do którego internauci kilkakrotnie zwracali się z pytaniem o „powstanie” lub „Powstanie”, radzi, by „ze swobody, jaką daje ten przepis (…) korzystać z umiarem, aby nie spowodować dewaluacji wielkich liter jako sygnału wyjątkowości wydarzenia”.
Dlaczego więc pisownia „powstanie warszawskie” zaskakuje tak wielu, a niektórych nawet oburza? Wydaje się, że nie chodzi tu o językową poprawność. Język jest podstawowym narzędziem kształtowania pamięci historycznej – bronią w walce o interpretację i ocenę poszczególnych wydarzeń. Powstanie warszawskie, szczególnie doświadczone językowymi zabiegami komunistycznej propagandy, jest niezwykle wrażliwym punktem, jeśli chodzi o wszelkie interwencje lingwistyczne i retoryczne.
Cztery i pół dekady Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej to czas walki o pamięć historyczną prowadzonej różnymi środkami. Często były to także potyczki z komunistyczną nowomową. Szczególne znaczenie powstania we współczesnym pejzażu polskiej pamięci zbiorowej jest w dużej mierze skutkiem tej długiej walki i wynikającego z niej wyczulenia, a nawet uczulenia na najdrobniejsze szczegóły, nierzadko związane właśnie z językiem, gestami, konwencją. W rzeczywistości, w której relacja między władzą a obywatelami często opierała się na czytelnych dla obu stron oszustwach językowych, sztuka czytania między wierszami i wrażliwość na niuanse stanowiły warunek przetrwania i działania w sferze publicznej. Często także były jedynym środkiem ocalenia pamięci. Wielka litera, cudzysłów, drobna, na pozór nieznacząca zmiana – obrazy przeszłości atakuje się właśnie poprzez szczegóły i poprzez szczegóły się ich broni…