To przy zdrowych zmysłach brałby dzisiaj w obronę metafizykę? O „metafizyce w człowieku” pisał Immanuel Kant, i właśnie do jego sformułowania chcę nawiązać. Równocześnie jednak myśliciel ten zrobił wszystko, żeby metafizyce odebrać prawdziwie filozoficzną wartość, czego skutkiem jest postępująca degradacja opinii na jej temat.
Co Kant krytykował w metafizyce? Jej pretensje do naukowości. Nauką było dla niego to wszystko, co stanowi nowożytne przyrodoznawstwo, a co rozwinęło się ze skrzyżowania pewnego matematycznego a priori, badań empirycznych oraz ontologicznej, rodem z metafizyki Arystotelesa, pojęciowości. Kant wykazał, że ontologiczne pojęcia – takie np. jak substancja, relacja itp. – stosują się do przedmiotów przyrodoznawstwa z tej racji, że naukowy porządek rzeczy ma charakter obiektywny, ale ograniczony do fenomenów, czyli tego, co jawi się dla podmiotu dzięki jego „świadomości transcendentalnej”, dzielonej z innymi podmiotami. Właśnie dlatego możliwe jest intersubiektywnie sprawdzalne przyrodoznawstwo. Te ontologiczne pojęcia – przydatne w przyrodoznawstwie – metafizyka chce stosować do świata ponadempirycznego, nie tyle do „fenomenów”, ile do „noumenów”, czyli „rzeczy samych w sobie”, z definicji pozafenomenalnych, takich jak dusza, całość świata czy Bóg. W ten sposób rozum wpada w paralogizmy, czyli w teorie niesprawdzalne i wzajemnie sprzeczne.
Kant dopuszczał jednak „metafizykę w człowieku”, i to w trojakiej postaci. Po pierwsze, jako sam sens etyki, która polega na posłuszeństwie względem imperatywu kategorycznego. Imperatyw ten mówi, jak wiadomo, że nie jesteśmy związani z determinującymi nas popędami, lecz możemy się od nich wyzwolić; ale wolność nie jest już fenomenem i nie daje się ani badać, ani określać w kategoriach czasoprzestrzennych – w tym sensie wolność jest noumenem meta-fizycznym. Po drugie, działania człowieka podlegają „ideom regulatywnym”. Poznanie naukowe dąży do prawdy, działanie moralne dąży do dobra; ale ani prawda, ani dobro nie są osiągalne, lecz stanowią nieuchronny horyzont naszych działań. Po trzecie, ogląd świata narzuca nam nieuchronnie teleologiczną i estetyczną jego wizję, która wyprowadza nas poniekąd z zamkniętego uniwersum fenomenów w stronę myśli o stwórcy świata. Dla Hegla pojęciowość metafizyczna staje się dialektycznym ruchem pojęć, napędzanym migotliwością bycia i nicości, które uruchamiają pojęciowy rozwój świata, ukoronowany ludzką kulturą, religią i filozofią. Ale filozofia nie jest tylko elementem dziania się świata pojęć, lecz także odkryciem jego genezy w ludzkim duchu. Pojęcie Boga jest pojęciem Ducha, ale Duch ten uświadamia się sobie jedynie w umyśle filozofa, gdyż jest de facto – pod względem swego sensu – tworem filozofa: samoświadomość Boga jest samoświadomością twórczego ludzkiego ducha. W ten sposób także świat metafizyki jawi się jako transcendentny jedynie pozornie, a w istocie jest immanentnym dziełem bosko-ludzkiej świadomości.