Pisząc o zbiorze szkiców Paradiso, trzeba zaznaczyć, że to książka niebezpieczna. I nie chodzi o wywrotowe treści, ale o ryzyko zapomnienia (i całkowitego zatopienia) się w lekturze. Paradiso Adama Szczucińskiego to przede wszystkim Wenecja – metaforyzowana, personifikowana, wielbiona i wytęskniona. Poza nią pojawi się jeszcze kilka szybkich migawek z innych miejsc, jak Rzym, Wilno czy ogród autora. Niezależnie od współrzędnych geograficznych Szczuciński doświadcza świata z bardzo bliska, pochyla się, wytęża zmysły. Odnoszę wrażenie, że robi zapasy – gromadzi wszelkie piękno na później, na czas wygnania z prywatnego raju.
Wenecja Szczucińskiego przesiąknięta jest Josifem Brodskim. Autor buszuje po miejscach, w których bywał poeta, kieruje wzrok tam, gdzie prawdopodobnie kierował go i Rosjanin. Zachwyca się jego zachwytami, ale przede wszystkim żywi się słowem Brodskiego – po wielekroć wraca do Znaku wodnego oraz przypomina obrazy zamknięte w jego wierszach, poematach i esejach.
W tych niekończących się pogoniach za Brodskim potrafi jednak spojrzeć na siebie z dystansem, pytając: „Czy jestem teraz bliższy prawdy o podziwianym przeze mnie człowieku, (…) czy nie podążam labiryntem pragnień niemożliwych do spełnienia, niedostępnych na zawsze”.
Zebrane szkice – krótkie, niezwykle gęste – odsyłają do spraw uniwersalnych i jednocześnie jednostkowych, intymnych. Stopniowo też z tekstów wyłania się sam autor. Wrażliwy obserwator, wielbiciel Brodskiego, miłośnik sztuki, a na co dzień neurolog.
—
Adam Szczuciński
Wydawnictwo Próby, Warszawa 2021, s. 207