W marcu 2020 r. aplikacja randkowa Tinder zanotowała rekordową aktywność użytkowników, którzy wykonali 3 mld swipe’ów (wyborów innych profili na „tak” lub „nie”). Z powodu wprowadzanego w wielu krajach lockdownu internet stał się właściwie jedyną możliwością poszukiwania miłości, a potrzeby emocjonalne musiały być realizowane w świecie wirtualnym. Czy postrzega Pani wydarzenia ostatniego roku jako rewolucję w międzyludzkich relacjach, a może jako tylko przyśpieszenie i tak nieuniknionych zmian?
Jest zbyt wcześnie, by to jednoznacznie stwierdzić. Rewolucja zakłada jednak, że dokonuje się coś zupełnie nowego, a nie wydaje mi się, żeby tak było.
Tinder funkcjonuje od 2012 r., więc samo medium i związane z nim praktyki nie były żadnym odkryciem czasów pandemii. Zmiany, jakie wprowadziły portale randkowe, opisałam już w 2004 r. w książce Uczucia w dobie kapitalizmu. Niektóre z tych analiz są nadal aktualne, choć sam Tinder stanowił nowinkę w tym względzie, że nie próbował już naśladować realnego świata spotkań, ale stworzył, tak to ujmijmy, własną gramatykę: reagujesz na zdjęcie, przesuwanie palcem umożliwia przejrzenie dużej liczby profili, sama obfitość potencjalnych partnerów zmienia nasz aparat poznawczy i emocjonalny. Może to zatem pójść w dwie strony: będziemy nadal łączyć świat realny i online albo przejdziemy do rzeczywistości zupełnie wirtualnych związków. Jednak wirtualna seksualność, póki co, pozostaje podrzędna względem realnej.
Zamknięcie restauracji, kin czy kawiarni wyrugowało „konsumpcyjny” aspekt randkowania. Może pandemia – paradoksalnie – pogłębiła emocjonalnie relacje?
Pandemia uświadomiła nam, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od przestrzeni rekreacyjnej, zarówno jeśli chodzi o randki, jak też życie towarzyskie w ogóle. Stało się jasne, że kawiarnie, restauracje i kina nie są jedynie miejscami konsumpcji, lecz prawdziwymi centrami spotkań. Pytanie więc brzmi: czy nasza towarzyskość jest głębsza, gdy odbywa się wirtualnie?
Przede wszystkim internet, sam w sobie, jest ogromną areną konsumpcji i przestrzenią wielu ekonomicznych transakcji, choć akt zakupu przebiega tam w tle innych naszych aktywności. Nie powiedziałabym przeto, że nastąpiła rewolucja, ale zakłócenie. Wcześniej istniały dwa tryby towarzyskości, konkurujące ze sobą, przy czym towarzyskość „twarzą w twarz” pozostawała silniejsza niż ta online. Pandemia zmusiła nas do pozostania w tej drugiej formie kontaktu. Zobaczyliśmy, jak może wyglądać nowy, tylko wirtualny świat. Nie uważam, by relacje w nim rozwijane były w jakikolwiek sposób głębsze. Ciało odgrywa bowiem fundamentalną rolę w procesie tworzenia więzi.
Czy emancypacja zagraża kulturze miłości? Zadaję to pytanie w kontekście głośnego listu stu kobiet, m.in. Catherine Deneuve, do „Le Monde”. Oskarżały one ruch #MeToo o totalitarne zapędy i doprowadzenie do sytuacji, w której flirt czy uwodzenie stają się po prostu niemożliwe.