Słynna nowela Stefana Żeromskiego Siłaczka uchodzi za tragiczne dzieje upadku. Paweł Obarecki, młody lekarz rzucony przez los na tzw. prowincję, „zjedzony był już przez Obrzydłówek wraz z sercem, mózgiem i energią”. Do Obrzydłówka trafił zaraz po studiach, „posłuchał apostołów”, tych, którzy głosili dobrą nowinę pracy u podstaw, jednak wystarczyło tylko sześć lat, by zdołał stracić nawet pamięć o tamtych ideach. Wezwany do jednej z okolicznych wsi, wieziony przez zasypane śniegiem pola, nie miał pojęcia, kogo spotka w szkolnej izbie. „Ach, ty szalona, ty głupia” – szepcze, gdy widzi nieprzytomną z gorączki dziewczynę, rozpoznaje w niej pannę Stanisławę, wielką miłość z czasów studiów, z czasów ideowych uniesień. Rozszalała śnieżyca uniemożliwia sprowadzenie lekarstwa, które pewnie i tak by nie pomogło, wysłany w zawieję, wysłany na śmierć jeden z uczniów Stanisławy nie dotarł do celu. Obarecki spędza noc na majaczeniu o przeszłości, bezpieczny w ogrzanej izbie, a gdy rano widzi trupa platonicznej miłości, wini ocalałego cudem chłopca, wini za tragedię całą wieś, ale nie siebie, porzucenie ideałów oraz wspólników i wspólniczki społecznej przemiany. Płatki śniegu zasypują obmywane przez stare kobiety ciało siłaczki – czy śnieg jest tutaj symbolem czystości czy może niepamięci?
Wstrząs spowodowany śmiercią Stasi nie narobił jednak Obareckiemu apetytu na zmianę, na powrót do ważnych dawniej idei, sprawił tylko, że jeszcze mocniej osiadł w małej stabilizacji. Po Stasi zdaje się nie został ślad – na pewno nie w pamięci jej kolegi. Ale może tamten chłopiec wygnany w burzę śnieżną, tamten chłopiec, który zaczytywał się w pożyczanych od nauczycielki książkach, nie tylko zapamiętał, lecz i poniósł dalej ślady nauki, świadectwa obcowania z idealistką? Tamta stara kobieta, która towarzyszyła nauczycielce w codziennym życiu, a potem w umieraniu, też pewnie nie zapomniała i może przekazała kolejnym pokoleniom, co i jakim kosztem robiła dla ludzi uznawanych za znaczących w historii niewiele, jeśli w ogóle coś.
Siłaczki, wystawa, którą oglądać można w Kamienicy Hipolitów, czyli w oddziale Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, do kanonicznego utworu Stefana Żeromskiego – a na pewno do jego tytułu – się odwołuje. Dokonuje przy tym jednak znaczących przesunięć. Zmiana z liczby pojedynczej na mnogą w tytule jest mocną wypowiedzią: takich ideowo zorientowanych, „szalonych” kobiet było więcej, nawet w samej noweli znać ślad jednej z nich, w niedokończonym i niewysłanym liście znajduje się dowód na istnienie przyjaciółki, jednej z tych, które nie tylko rozumieją sprawę, ale i też na jej rzecz działają. Samotność umierającej Stasi jest zapewne wynikiem ograniczeń percepcji Obareckiego, dla którego otaczający dawną ukochaną przestali być (a może nigdy nie byli) ludźmi. Umieszczając Bozowską w ramie (powiedzmy, że miłosnej), wycina ją ze świata, a ponieważ poznajemy historię przez jego doświadczenie, trudno wyłamać się i wyłamać bohaterkę z przejmującego kadru.