fbpx
fot. Dariusz Foks
Wojciech Bonowicz lipiec 2024

Moi Mistrzowie: Dominik Bielicki

Ileż życia w wierszach Dominika Bielickiego! Tak było już w uhonorowanych Nagrodą Literacką Gdynia Pawilonach (Wrocław 2017) i tak jest również w jego najnowszej książce, zatytułowanej Wielki ping-pong(Wrocław 2023).

Artykuł z numeru

Prawo do wytchnienia

Czytaj także

Wojciech Bonowicz

Moi mistrzowie. Mariusz Grzebalski

Czytam ten tom i wracam do Polski lat 80. ubiegłego wieku, ale też oglądam Polskę dzisiejszą, Polskę okrzepłą po transformacji, jednak niezupełnie przecież od tamtej oderwaną. Przenieśliśmy jedną do drugiej w naszych biografiach, wspomnienia i porównania nasycają naszą teraźniejszość, tamten świat ukształtował nasze sposoby postrzegania i reagowania, nasze poczucie humoru i wyobrażenia na temat rzeczywistości. Obecna Polska dla tych z nas, którzy urodzili się w poprzedniej, zawsze będzie do pewnego stopnia Polską drugą, nową – wyuczoną, choć niezupełnie zrozumiałą, współbudowaną, ale na ogół intuicyjnie, bez planu, swojską, ale też po trosze obcą i z tego powodu nietraktowaną z taką samą powagą. Poeta patrzy na to, co się wydarzyło, od dołu, skupia się na tym, co prywatne, dzięki czemu udaje mu się lepiej uchwycić ambiwalentny charakter zmian i naszego do owych zmian stosunku.

Bielicki potrafi zrobić wiersz właściwie ze wszystkiego.

Z domowego obiadu i parkowania samochodu, z zakupów w supermarkecie i zejścia do piwnicy, ze scysji z pracodawcą i wykładu wysłuchanego na kościelnym kursie przedmałżeńskim. Szkicuje pewnie, kilkoma zdaniami potrafi zbudować kontekst i anegdotę i spuentować tak, żeby wiersz pozostał niedomknięty. Jak choćby w tym, otwierającym całą książkę, fragmencie: „pożegnałem się z babcią

pożegnałem się z dziadkiem

i wziąłem tyle ciastek

ile tylko byłem w stanie unieść

tak żeby się nie dotykały”.

Pięć krótkich wersów, a mamy tu właściwie wszystko, co potrzebne – samą istotę odwiedzin u dziadków. Poeta nie opisuje żadnego z nich, a przecież niemal ich widzimy i słyszymy głos babci: „Spakowałam ci ciastka, tylko nieś ostrożnie, żeby się nie pogniotły…”. Owszem, przeczuwamy, że wiersz jest elegią, na co wskazywałoby dwukrotne użycie na wstępie słów „pożegnałem się”. Nie ma tu jednak mowy o stracie, przeciwnie – mowa jest wyłącznie o byciu obdarowanym. Można zresztą opisaną scenę rozmaicie interpretować, powściągliwość odczytując jako przejaw pewnej szorstkości w relacjach, a obraz ciastek, które nie mogą się ze sobą stykać, jako symbol dystansu dzielącego członków rodziny. Bielicki w charakterystyczny dla siebie sposób nie rozstrzyga, jak jest, nie nazywa uczuć towarzyszących wspomnieniu, w ogóle nie rozgaduje tej sceny, i właśnie to nadaje jego wierszowi – temu i innym w tomie – szczególną wartość.

Wielki ping-pong to wiersz o niespełnionym marzeniu, właściwie lista niefortunnych zdarzeń, które stanęły na drodze bohatera, uniemożliwiając mu sportową karierę.

Czyta się go trochę tak, jakby słuchało się czyjegoś zwierzenia, kiwając przy tym ze zrozumieniem głową. Mnie osobiście przypomina historię pasji, która w pewnym momencie opanowała mojego brata – jako nastolatek zapragnął zostać wędkarzem. Udało mu się namówić ojca na kupno sprzętu, niezbyt drogiego, ale przyzwoitego, zdobył kartę wędkarską i wszystkie potrzebne stempelki, zaopatrzył się też w książki o rybach i wędkowaniu. No, a potem coś ciągle stawało na przeszkodzie, żeby zacząć naprawdę łowić. W rezultacie raz jeden tylko poszliśmy nad staw, żeby złapać dwie drobne rybki, z którymi potem nie wiadomo było, co zrobić. W wierszu Bielickiego zapisaną mamy podobną opowieść, w której nadzieja, ekscytacja i wyobrażenia o przyszłym sukcesie zderzają się z rozczarowaniem i upokorzeniem („byłem najmłodszy w grupie / i kazali mi robić habduła habduła”). Owszem, przyczyny niepowodzeń bohatera zdają się tkwić przede wszystkim na zewnątrz – wszystko komplikuje się przez nadmiar formalności i nieproporcjonalnie surową karę, w rezultacie której musi na pewien czas przerwać treningi – niemniej nie ukrywa on, że i jemu samemu zabrakło dostatecznej motywacji. „Znam to dziecko? Nie wiem skąd” – napisał w poetyckim komentarzu do tego wiersza Adam Wiedemann. Otóż to – opowiadając swoją historię, poeta równocześnie opowiada nam naszą, w której też znalazłyby się podobne motywy i doświadczenia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się