Przypominam go w setną rocznicę urodzin autora, która przypadła we wrześniu tego roku. Wielkich obchodów nie było, a szkoda, bo okazja była wyjątkowa. Przypominam, bo jest to jedno z arcydzieł, które wyszły spod jego pióra.
Wiersz ten od pierwszych wersów wprowadza nas w stan zakłopotania, zagubienia. O czym właściwie się tu opowiada? Co to za sytuacja? Sen? Tak, to może być sen, bywa, że we śnie nasza tożsamość nagle się podwaja i rozdwaja. Oto zjawia się ktoś, kto jednocześnie jest i nie jest mną. Może jest moją duszą? Może jakąś zepchniętą w podświadomość częścią mnie? A jeśli to nie sen, to może mamy do czynienia z refleksją, którą sprowokowało np. niewyraźne odbicie w szybie albo w lustrze. Taką możliwość sugerowałoby wyrażenie, którym poeta posłużył się w pierwszym wersie. Patrzę i to, co widzę, mnie zaskakuje: spodziewałem się zobaczyć siebie, a widzę kogoś innego. Matkę? Możliwe. Któż inny mógłby mieszkać we mnie, w rysach mojej twarzy? A może ta stuletnia kobieta to po prostu starość? Taka personifikacja miałaby mocne uzasadnienie.
We współczesnej sztuce, częściej niż w epokach dawniejszych, to raczej kobieta symbolizuje długowieczność.
Przypomnijmy Różewicza: „stare kobiety / są niezniszczalne (…) // umiera bóg / stare kobiety wstają jak co dzień”. Tajemnicza kobieta z wiersza Ficowskiego jest stuletnia, a to znaczy, że w jej przypadku spełniły się życzenia, jakie zwyczajowo sobie składamy. Ale też – że jest rówieśnicą jednego wieku. Z tego powodu pamięta zapewne więcej niż inni, a w każdym razie więcej niż inni widziała i przeżyła.
Zobaczmy, że już trzy pierwsze wersy spowodowały tyle zamieszania. A dalej jest jeszcze bardziej dezorientująco. Można by powiedzieć, że jaźń rozszczepia się ostatecznie, rozszczelnienie przechodzi w pęknięcie, a niespodziewane odkrycie w sobie „tej drugiej” – w rozmowę. Ktoś, kto we mnie mieszkał, chce mnie opuścić. Dziękuje za wszystko – znów: paradoksalnie – zarówno przeszłe, jak i przyszłe. W tym podziękowaniu jest zaszyfrowanych kilka wiadomości. Jedna z nich dotyczy niespełnienia. Życie upłynęło na oczekiwaniu: „w poczekalniach tkwiło / w niedoczekalniach mijało”. Warto zwrócić uwagę, jak pięknie wpasował się tutaj ten, skądinąd bardzo prosto pomyślany, neologizm. I jak ukonkretnia się w tym miejscu cała opowieść. To znów chwyt, który Ficowski lubi: wiersz nigdy mu filozoficznie nie „odpływa”, zawsze uczepiony jest jakiegoś konkretu, szczegółu. Widzimy starszych ludzi czekających godzinami w poczekalni. To powszechny obrazek; ostatnio z moim ojcem spędziliśmy tak kilka godzin na korytarzu kliniki. Korytarz był pełen kobiet i mężczyzn, którzy mogliby być bohaterami i bohaterkami tego wiersza. Poecie właśnie o to chodzi, żebyśmy pod jego wiersz podłożyli konkretne zdarzenie, konkretny zapamiętany widok. To nie sprawi, że dezorientacja będzie mniejsza, przeciwnie.