Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, to zdanie, które każdy z nas słyszał zapewne nie raz, mówiące, że „dziecko jest darem”. Może mieć ono kontekst religijny („każde dziecko jest darem Boga”), ale nie musi; podkreśla ono doniosłość samego aktu pojawienia się nowego człowieka, a także jego integralność i odrębność. Tyle że poetka dokonuje znamiennego przekształcenia: „dziecko z darów” to nie to samo co „dziecko-dar”. Zwróćmy uwagę, że określenie „z darów” nacechowane jest raczej negatywnie niż pozytywnie. Żywić się jedzeniem „z darów”, nosić ubrania „z darów” to znaleźć się w sytuacji niedostatku, biedy, niesamodzielności. „Dziecko z darów” to zatem określenie raczej piętnujące, jak „dziecko gorszego Boga”, „dziecko ulicy” itp. Ale intencja poetki może być przekorna: może jej chodzić właśnie o odczarowanie tego, co negatywne. W końcu, jeśli rozumieć to określenie dosłownie, wszyscy jesteśmy „z darów”, czyli z tego, co ofiarowali nam inni. No i – od razu dodajmy – może w tym określeniu zawierać się także motyw prywatny; autorka urodziła się pod koniec lat 70., była dzieckiem, gdy do Polski zaczęły napływać „dary” z Zachodu, wtedy bezcenne wobec powszechnych niedoborów.
Bargielska lubi takie wieloznaczne zbitki. Lubi też obrazy, których nie da się ot, tak, po prostu rozłożyć i objaśnić każdy element z osobna, a potem złożyć na powrót w koherentną, sensowną całość. Żywiołem tej poezji jest zaskoczenie, a wehikułem zaskoczenia jest swoista gadatliwość jej bohaterek. Tu się chętnie mówi, chętnie zagaduje; poetka lubi wszelkie: „Chciałabym…”, „Czasem wydaje mi się…”, „Czy możliwe jest, że…”. Poezja Bargielskiej opowiada o relacjach i jest – językowo, stylistycznie – nastawiona na relacje z innymi. Ale, co ciekawe, w tych szczególnych monologach, jakimi są jej wiersze, opowieść zawsze trochę się sypie, sama siebie dekonstruuje i rozsadza, jakby było zbyt dużo do opowiedzenia naraz. Co nie przeszkadza, żeby wiersz często kończył się kodą lub quasi-kodą i przez to sprawiał wrażenie spójnej, domkniętej wypowiedzi – nawet jeśli nie potrafimy rozstrzygnąć, o co w niej właściwie chodzi.
Tak jest również w przypadku wiersza zamieszczonego obok; zamyka on wspomniany tom, powtarzając jednocześnie w tytule słowo „dar”. Tytuł Dar ścierania to oczywiście kolejna zagadka. Ścieranie kojarzy się ze zużywaniem, ale też zapominaniem, możliwością rozpoczęcia wszystkiego na nowo, z czystym kontem. Ścieraniem można równocześnie nazwać technikę, jaką posługuje się autorka: oto pojawia się jakiś obraz, wątek, myśl, ale po chwili znika, zastępowana przez kolejny element. Wiersz rozpoczyna się od sceny niby erotycznej, ale jej erotyzm szybko zostaje rozproszony, a uwaga czytelnika zwrócona w innym kierunku. Czym są tajemnicze „znamiona”? Śladami gry miłosnej, znakami szczególnymi, bliznami po operacjach? A może zwykłymi pieprzykami na skórze? I jakie jest właściwie zadanie psa tropiciela? Domyślamy się, że chodzi o coś bolesnego. Może w ten nieco surrealny sposób bohaterka wiersza opowiada o lęku przed chorobą, która czai się w ciele? A może o jakichś przeszłych doświadczeniach? Zanim jednak zdążymy odpowiedzieć sobie na te pytania, następuje przeskok. A potem kolejny. I jeszcze jeden. I jeszcze…