fbpx
Maciej Bobula (fot. Jan Karwowski / PAP)
Maciej Bobula (fot. Jan Karwowski / PAP)
Wojciech Bonowicz czerwiec 2023

Moi, mistrzowie: Maciej Bobula

W idylli, którą opisuje Bobula, ludzie żyją chwilą, celebrując wspólne „teraz”, i mają właściwie nieograniczone pokłady cierpliwości, a zamiast dać sobie „po twarzy” dają sobie „po żelku”.

Artykuł z numeru

Nowa sztuka miłości

Czytaj także

fot. Biuro Literackie

Małgorzata Lebda

Deszcz alfabetów: Grzegorz Wróblewski

Z nowej książki poetyckiej Macieja Bobuli, zatytułowanej pustko (Wrocław 2022), wybieram wiersz raczej nietypowy. Na tle innych utworów z tego tomu – w których autor chętnie sięga po rozmaite chwyty literackie, zagęszczające tekst i komplikujące jego przesłanie – ten oparty jest na stosunkowo prostym rysunku. Rysunek ten jest jednak tak zgrabnie naszkicowany, że ma się ochotę zatrzymać przy nim i przyglądnąć się mu nieco uważniej.

Od razu muszę też zrobić zastrzeżenie: pustko to misternie spleciona sieć różnorakich powiązań, odsyłających na zewnątrz i do wewnątrz aluzji, międzytekstowych dopowiedzeń i doświetleń. Trudno z tej sieci wyrwać jeden element; część znaczeń przy takim zabiegu z konieczności zostaje utracona lub co najwyżej może zostać zasygnalizowana. Przywołany tutaj wiersz sąsiaduje w tomie z opisem sennego koszmaru, w którym „miliony ptaków spadało z nieba” i nie mogło się „podnieść / ze stanu spadania”, a jest to widok – jak czytamy – do którego „życie w ogóle (…) nie przygotowało” tego, kto śni (Take). Z kolei stronę wcześniej mamy wiersz zatytułowany tajemniczo O, gdzie znajdziemy bezpośrednią zapowiedź tego, o czym przeczytamy w Snach. Jego bohater wyznaje: „miałem śmierć kliniczną, obudziłem się w trakcie”, a także: „byłem pod narkozą, śniłem polskę przyjazną”. Pozwala nam to poznać okoliczności, w jakich pojawiła się wizja opisana w Snach, ale też „spojleruje” jej ostateczną wymowę. Czytając Sny, nie wiemy przecież zrazu, że mowa o Polsce; wizja idealnego społeczeństwa może mieć charakter uniwersalny. Dopiero zestawiwszy te trzy utwory i ich trzy tytuły – powtórzę: O, Take, Sny – widzimy, że tworzą one całość, tryptyk, którego rozbity na części tytuł jest aluzją do słynnej wypowiedzi Lecha Wałęsy („O take Polske walczyłem…”).

Pozwalam sobie więc nie tylko wyjąć coś z całej sieci, jaką stanowi tom, ale też z owego „polskiego” tryptyku. „Polskiego”, a zarazem także „narkotycznego” czy „szpitalnego”. Nie bez znaczenia jest bowiem fakt, że owa wyśniona „polska przyjazna” (poeta dość konsekwentnie używa małej litery w pisowni nazw własnych, dopiero w ostatnim wierszu tomu łamiąc tę regułę) pojawia się w wyobraźni bohatera w momencie zdrowotnego załamania i koniecznej hospitalizacji, a więc na granicy życia i śmierci. Mamy tu ewidentne przeciwstawienie: z obrazem zagłady ptaków – który można odczytywać jako zapowiedź zagłady świata jako takiego – zderzona zostaje utopijna wizja cierpliwej i serdecznej wspólnoty ludzkiej.

Wizja ta jest intrygująca, choć z pozoru stanowi proste odwrócenie dość powszedniego doświadczenia, kiedy to czekający w samochodowym korku niecierpliwią się i łatwo o wybuch złości (zwłaszcza gdy powód powstania owego zatoru okazuje się tak błahy, jak chęć ucięcia sobie pogawędki z mijanym znajomym). W idylli, którą opisuje Bobula, ludzie żyją chwilą, celebrując wspólne „teraz”, i mają właściwie nieograniczone pokłady cierpliwości, a zamiast dać sobie „po twarzy” dają sobie „po żelku”. Ciekawe, że poeta jakby celowo przedłuża ten opis („chyba że ktoś jeszcze będzie chciał ze sobą porozmawiać”), w ten sposób wypróbowując niejako cierpliwość nas, czytających. Ale jeszcze ciekawsze, że pozostawia w osobnym wersie zdanie: „przestaną ze sobą rozmawiać”, kategoryczne i mówiące o zerwaniu. Oczywiście, tak naprawdę to tylko część zdania i w kontekście całości składające się nań słowa mają zupełnie inny, dokładnie odwrotny sens. Znamienne jednak, że autor nie używa w tym miejscu sformułowań bardziej odpowiednich, bo mniej kategorycznych – „skończą rozmawiać”, „dokończą rozmowę” – lecz pozostaje przy antagonizującym „przestaną”. I znamienne także, że ostatnim słowem wspomnianego opisu jest słowo „gorzej” – znów: w całym kontekście zaprzeczone, a więc nie mające tak jednoznacznie negatywnego charakteru (choć wyznanie: „bez ciebie będzie mi już tylko gorzej”, wzięte dosłownie, mówi przecież, że wcale nie jest dobrze…). Umieszczenie słowa „gorzej” w wygłosie wersu i dyskretne zrymowanie z innym słowem, pojawiającym się w kolejnej strofie, ma – w moim odczuciu – je zaakcentować, a tym samym podkreślić niemożność urzeczywistnienia tego, co stanowi treść pięknego snu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się