Ojciec przez kilka miesięcy planował naszą przeprowadzkę. Opowiadał o nowym życiu w nowym miejscu, jednak jego opowieści o morzu okazały się kłamstwem. Myślałam że ja, Inez Pozłotko, jestem za duża, by wierzyć w bajki. Ale odkąd powiedział mi, że morze będzie czymś, co mi się nawet nie śniło, zaczęłam śnić właśnie o tym wszystkim, czym powinno być mieszkanie nad morzem. O pływaniu, plaży, piasku, wodzie po horyzont. Tymczasem ojciec jak to ojciec – zrobił mnie w bambuko, a przecież moja świętej pamięci ōma przestrzegała, że on żyje tylko po to, by cyganić.
– Jŏ żech je świyntŏ prŏwda, a twōj fater to gōwno prŏwda – mówiła o swoim jedynym synu. – Twōj fater to cygōn. A jak żyjã, niy widziałach jeszcze cygana, co niy cygani. Rozumiysz, co ci gŏdōm?
Moja ōma powtarzała mi to wszystko po kryjomu, odkąd miałam jakieś pięć lat, i to jest mój krzyż, który muszę nieść. Mój ojciec cygani, a ja jestem jego córką i wiadomo, co to znaczy.
Przejechaliśmy ledwie dwie godziny od familoków, a ojciec kazał nam wysiadać z autobusu. Nie znałam się za bardzo na Polsce, lecz wiedziałam, że z naszego starego domu nad Bałtyk było daleko. Dzieciaki z familoków, których starzy robili na kopalni, jeździły na kolonie nad morze. Wracały potem z tych wakacji jak z wyprawy na koniec świata. A tu proszę, dwie godziny i koniec. Wysiadka. Ja nie jeździłam nad morze, bo mój ojciec z zawodu zajmował się głównie fuchami. Nie miałam pojęcia, czym są te fuchy, oprócz tego, że od czasu do czasu przynosił do domu pieniądze. Wręczał je mamie zadowolony, a ona przez moment nawet się uśmiechała, jakby naprawdę wierzyła, że coś w naszym życiu odmienią.
Ja, Inez Pozłotko, nie wierzyłam w to ani trochę, ale na opowieści mojego ojca o morzu dałam się nabrać, więc może wcale nie jestem taka mądra, jak myślałam.
Mój ojciec nie robił na kopalni z lenistwa – tak twierdziła moja ōma i mówiła o nim, że jest leniem śmierdzącym. On uważał, że nie pracuje na kopalni ze sprytu. Podobno raz w życiu zjechał pod ziemię, ale nigdy o tym nie opowiadał.
– Boś gupi, spōmnisz moje słowa – powtarzała mu ōma, bo temat pracy na kopalni powracał w mojej rodzinie jak bumerang.
– Dość je, żech czŏrny, styknie mi – za każdym razem ojciec odpowiadał na te zaczepki tak samo.
– Życiŏ byś sie nauczōł na grubie! A niy żyjesz tak bele jak! – wołała ōma, a jej słowa odbijały się tylko od ścian naszego familoka, bo ojciec w takich chwilach zawsze uciekał z domu.