Wydawać by się mogło, że pandemia – gdy księgarnie walczą o przetrwanie, a autorzy o czytelnika zajętego prozą życia – to nie najlepszy moment na rozpoczęcie działalności wydawnictwa. Chyba że tę działalność, jak w przypadku wydawnictwa Filtry, zainauguruje książka, która w sposób szczególny – bo humorystyczny i empatyczny zarazem – wpisuje się w ten wyjątkowy w historii współczesnego świata czas.
I to właśnie robi David Sedaris w autobiograficznych tekstach zebranych pt. Calypso. Mówiąc o jego pisarskiej metodzie, nie można nie wspomnieć, że Sedaris jest komikiem i stand-uperem, co zarazem wyjaśnia i przesłania istotę jego twórczości. Z pewnością tłumaczy bliski mówionemu styl, potoczystość krótkich opowiadań doskonale brzmiących również po polsku dzięki tłumaczeniu Piotra Tarczyńskiego. Nasuwa też słuszną myśl: „Będzie śmiesznie”, jednak humor, którym posługuje się Sedaris, daleki jest od scenicznego gagu. Komizm jego tekstów opiera się głównie na poczuciu humoru opisywanych postaci, na ich niecodziennych reakcjach na codzienność, na które autor jest szczególnie wyczulony: potrafi je wyłapać i uwydatnić tkwiący w nich dowcip. „Opisywane postaci” to w tym przypadku klan Sedarisów i bliskie mu osoby, których perypetie drugi z sześciorga dzieci raportuje z ogromną szczerością. W tekstach nie oszczędza nikogo, z sobą na czele – znajdziemy tu zarówno szczegółowy opis przebiegu jego grypy żołądkowej, jak i rozmaitych wstydliwych scen z życia rodzinnego z rodzaju tych, o których każdy wolałby zapomnieć. Jego życiopisanie – jak nazywa je w posłowiu Jacek Dehnel – nie przypomina jednak wyznań mających katartyczny potencjał. W przeciwieństwie do np. Knausgårda ekshibicjonizm Sedarisa nie jest też narzędziem walki o ukazanie poprzez literaturę prawdy o ludzkiej egzystencji. Jego dążenie jest wręcz odwrotne – demonstruje nie prawdę, ale absurd życia oraz jego fikcjonalność, ledwo widoczną – skrzętnie zresztą przez autora zacieraną – różnicę między rzeczywistością a opowieścią o niej.
„Lisa jest mistrzynią. W zeszłym roku zostawiłem ją samą w Starbucksie na dziewięćdziesiąt sekund, a kiedy wróciłem, usłyszałem, jak kobieta za ladą mówi do niej: »Mój ginekolog powiedział mi dokładnie to samo«” – tak autor opisuje jedną ze swoich czterech sióstr, ukazując powszechną u Sedarisów otwartość oraz obsesyjną ciekawość drugiego człowieka. „Czynnik ludzki” jest również ważny w metodzie pisarskiej autora Calypso: podczas spotkań z czytelnikami, których pisarz w ciągu roku odbywa kilkadziesiąt, Sedaris czyta nowe teksty, obserwuje reakcje odbiorców i na ich podstawie nanosi poprawki, czyniąc z widzów redaktorów, ale i okazyjnie ważnych bohaterów swojej prozy. Wiele zamieszczonych w książce historii zaczyna się właśnie w trakcie podpisywania książek: każdy, kto stanie w wielogodzinnej kolejce, zostanie przez autora uraczony rysunkiem lub uszczypliwym wpisem w książce, obowiązkowo również prowokacyjnym pytaniem zaczynającym rozmowę. Pytany o to, jakim cudem to właśnie jemu przytrafia się tyle niesamowitych historii, pisarz odpowiada, że on po prostu nie daje im umknąć i wyzyskuje je do cna, jak wtedy gdy czytelniczka zaproponowała mu wycięcie rosnącego na jego ramieniu tłuszczaka. Po operacji kobieta obiecuje oddać mu narośl w słoiku (czego odmówił lekarz w klinice), więc pisarz ochoczo się zgadza: zamierza nakarmić zawartością słoika pewną schorowaną skorpuchę mieszkającą przy jego wakacyjnym domu na Emerald Isle.