Dominika Kozłowska: Co w Pańskiej opinii jest przedmiotem kontrowersji – samo pojęcie praw reprodukcyjnych czy któreś z zagadnień: kwestia zdrowia reprodukcyjnego, edukacji seksualnej, dostępności antykoncepcji bądź metod zapłodnienia pozaustrojowego?
Michał Królikowski: Z pewnością kontrowersji nie budzi roztropne rodzicielstwo, a więc wszystko to, co jest związane z odpowiedzialnością za przyjęcie potomstwa. Idea praw reprodukcyjnych powstała w kontekście problemów Trzeciego Świata: opieki medycznej i ochrony kobiet w tym wrażliwym okresie, jakim jest ciąża i poród. Jeżeli tak je rozumiemy, podpisuję się pod nimi obiema rękami. Natomiast ten słuszny ideał został użyty jako koń trojański – prawa reprodukcyjne, zamiast być nośnikiem troski o kobiety i ich potomstwo, stały się narzędziem prawnego uzasadniania roszczeń ideologicznych związanych z promocją liberalizmu kulturowego. Jego nieodzownym elementem jest swoboda seksualna: korzystanie z seksualności bez zobowiązań, bez ryzyka dla kariery zawodowej i niekoniecznie w głębokich relacjach. Mamy do czynienia z dominacją mentalności posesoryjnej, która wyraża się w oczekiwaniu: nie chcę mieć dziecka / chcę mieć dziecko. W jednym i w drugim wypadku seksualność jest używana w sposób przedmiotowy jako źródło satysfakcji powiązanej z unikaniem ciąży lub z oczekiwaniem takiego wspomagania rozrodu, które pozwoli na zajście w ciążę. Prawa reprodukcyjne stanowią w tym sensie narzędzie do zmiany relacji społecznych i kultury prawnej poszczególnych krajów. Wbudowane w strukturę praw człowieka, zniekształcają ich pierwotny charakter, tak jakby do ich istoty należało prawo do ekspresji seksualnej jako jedno z fundamentalnych przejawów życia prywatnego.
A Pańskim zdaniem prawo do prywatności nie należy do fundamentów praw człowieka?
Należy. Chodzi jednak o widzenie praw w odpowiednim porządku. Pani zdaje się postulować, aby państwo było neutralne co do wyborów prywatnych obywatela, prawda?
Na tym m.in. opiera się idea demokracji liberalnej. W Konstytucji RP mowa jest o prawie każdego obywatela do decydowania o swoim życiu osobistym i o ochronie wolności człowieka.
Musimy czytać te artykuły w kontekście innych przepisów dotyczących praw i wolności człowieka. I zacznijmy od tego, że sama zasada neutralności państwa nie jest aksjologicznie neutralna, lecz opiera się na idei prywatyzacji norm moralnych. Każdy z nas – jak Pani powiedziała – ma prawo, aby dokonywać wyborów moralnych nieskrępowanych normami wspólnymi.
Nie znaczy to jednak, że nie podzielamy wspólnych wartości.
Zgoda. Jednak warunki brzegowe liberalnej wspólnoty są bardzo ogólne – chodzi o to, aby nie wyrządzać krzywdy drugiemu człowiekowi.
I bezpodstawnie nie naruszać wolności innej osoby.
Potwierdza Pani tym samym, że tak pomyślane prawa człowieka chcą wprowadzać dokładnie tę kulturę i wizję relacji społecznych, jaką ja poddaję krytyce. W przeciwieństwie do tego, kiedy państwo jest oparte na wspólnocie wartości zdefiniowanej pozytywnie, prawo do prywatności, podobnie jak wolność i indywidualność jednostki, musi być widziane w szerszym kontekście normatywnym.