Odkąd pamiętam, wyjaśniał świat i komentował „niejedną paranoję”. Żartował, a czasem nawet szydził z otaczającej rzeczywistości. Uczył myślenia, pomagał odkrywać i wypowiadać najgłębszą prawdę o życiu, dzielił się dobrą i mądrą radą. Wiele razy jego piosenki ratowały mnie (i, jak sądzę, wielu innych) przed zwątpieniem, przypominając, że: „jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy, (…) [i choć] możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie – jeszcze nie, długo nie!”.
Mówił o sobie, że nie jest poetą, tylko tekściarzem. Może to i racja, choć dziś – po Nagrodzie Nobla dla Dylana – podział między wierszem a dobrą piosenką stał się jakby mniej ostry. A i tekściarze (jednocześnie wykonawcy swoich utworów) – tacy jak Jacques Brel, Leonard Cohen, Bułat Okudżawa czy właśnie Młynarski – okazali się kimś absolutnie niezastąpionym. I, przynajmniej niektórzy, dawno już znaleźli się w kręgu tzw. kultury wysokiej. Bardzo wysokiej.
Tom Od oddechu do oddechu to najpełniejszy, jak dotąd, wybór wierszy i piosenek Wojciecha Młynarskiego. Ukazał się kilka tygodni przed jego śmiercią. Obecność tego tytułu na półkach księgarskich daje nadzieję, że sięgną po niego nie tylko dotychczasowi wielbiciele Młynarskiego, ale i zupełnie nowi – i młodsi – czytelnicy. Kto wie, może i oni zachwycą się tymi piosenkami, a swoisty testament ich Autora (Róbmy swoje czy Nie wycofuj się) na powrót stanie się dewizą polskiego inteligenta.
—
Wojciech Młynarski
Od oddechu do oddechu. Najpiękniejsze wiersze i piosenki
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s. 480