Kto snuje najbardziej żywe przemocowe fantazje wojenne i w jakiej relacji pozostają one do obrazów utrwalonych w PRL-u, które kształtowały wyobraźnię starszych, pamiętających prawdziwą wojnę pokoleń? Wiele spośród tych pytań to kontynuacja rozważań poruszanych na łamach miesięcznika „Znak” trzy lata temu. W numerze 704. podjęliśmy próbę opisu, czym dzisiejsze wojny różnią się od tych, które znamy z przeszłości. A także, do jakiego stopnia charakter współczesnych konfliktów sprzyja ich banalizacji – w tym znaczeniu słowa, jakie nadała mu Hannah Arendt, badając fenomen totalitarnego zła.
Istnieje też inny istotny trop. Pytanie o fascynację wojną i przemocą stanowi bowiem do pewnego stopnia kontynuację rozważań o chłopskich korzeniach naszego społeczeństwa (nr 684, Wszyscy jesteśmy chłopami). Jak pokazuje Andrzej Leder w eseju otwierającym listopadowy Temat Miesiąca, fantazje o wojennym tryumfie pozostają w związku z nieprzepracowanym wstydem, jaki nosi w sobie spora część polskiej klasy średniej. Być może z tym właśnie należy również wiązać fakt, iż jeden z największych ostatnio sporów dotyczących polityki historycznej skoncentrował się wokół Muzeum II Wojny Światowej. Oponenci koncepcji programowej muzeum domagali się silniejszej obecności „polskiej narracji na temat tego zdarzenia”, wpisania placówki w politykę narodowej dumy, tak jakby chodziło o rekompensatę lub wymazanie istniejącego na jej wyimaginowanym wizerunku uszczerbku.
Wspólnota obywatelska tym różni się od więzi plemiennych, że może być konstytuowana poprzez opowieści scalające odmienne perspektywy i tożsamości. Złożoność stanowi o sile i bogactwie współczesnych więzi. Postulat konstruowania jednolitej (polskiej) narracji stoi w opozycji do naturalnych procesów społecznych, jakie doszły do głosu w III RP, do uzewnętrzniających się coraz wyraźniej nie tylko w badaniach historyków, ale również w opowieściach rodzinnych różnorodnych i odmiennych doświadczeń oraz pamięci wojen. Ten sposób myślenia jest ze swej istoty nastawiony na dialog i poszukiwanie tego, co może łączyć i scalać, przy zachowaniu różnorodności. Ciekawie wybrzmiewa to w publikowanej w tym numerze rozmowie Urszuli Pieczek z Tomaszem Majewskim.
Dlatego tym bardziej niepokojące są dziś diagnozy naszej społecznej kondycji, które zwracają uwagę na podobieństwo do sytuacji panującej w Europie w latach 30. XX w.: wzrost nastrojów nacjonalistycznych i ksenofobicznych, popularność ideologii populistycznych, kryzys instytucji międzynarodowych (np. UE) i demokratycznych, bagatelizowanie znaczenia pokoju i poszukiwania kompromisu, a przy tym podnoszenie wartości postaw bezkompromisowych symbolizowanych obecnie przez żołnierzy wyklętych.
W 2015 r. podczas wizyty w Sarajewie papież Franciszek powiedział, że żyjemy w czasach prowadzonej „w kawałkach” III wojny światowej, że wszędzie „odczuwana jest atmosfera wojny”. Ważne jest, aby dobrze rozumieć, co na poziomie natury skłania ludzi do przemocy i jak tę tendencję można minimalizować. Trzeba jednak również demaskować wpisane w naszą kulturę mechanizmy dowartościowywania wojny.