fbpx
Andrzej Romanowski czerwiec 2018

Nieznany Stanisław Stomma

Stomma urodzony pod zaborami jako poddany cesarza Rosji, obserwujący najpierw zmartwychwstanie, a potem rozbiór Polski, znał cenę własnego państwa, nawet wtedy – a może zwłaszcza wtedy – gdy było ono niesuwerenne.

Artykuł z numeru

Kochać, uprawiać, chronić

Kochać, uprawiać, chronić

Stanisław Stomma nie zadbał o pozostawienie po sobie książek. Wyjątek uczynił dla swej publicystyki „popaździernikowej”, którą zebrał w wydanym w 1960 r. przez Wydawnictwo Znak szczupłym tomie Myśli o polityce i kulturze. Dwadzieścia lat później ogłosił szkice historyczne o stosunkach polsko-niemieckich Czy fatalizm wrogości?, a w czasach wolnej już Polski dwie książki o charakterze głównie wspomnieniowym: Pościg za nadzieją (1991) i Trudne lekcje historii (1998). Taka jest – jeśli nie liczyć rozprawy naukowej z dziedziny prawa – całość dorobku pisarskiego Stommy. Przy czym nigdy też nie sporządzono najszczuplejszego choćby wyboru jego wystąpień publicznych. Dlatego trzytomowe Pisma wybrane, opracowane przez Radosława Ptaszyńskiego, a wydane przez Universitas, ukazują Stommę właściwie po raz pierwszy.

 

I

Nowością jest tu prawie wszystko. Teksty dotąd rozproszone, publikowane w pismach macierzystych, „Tygodniku Powszechnym” i „Znaku”, sąsiadują z artykułami z „Więzi”, „Niedzieli”, „Tygodnika Warszawskiego”, czy „Przeglądu Kulturalnego”, z przedwojennych pism „Słowo”, „Pax”, „Kurier Wileński”, „Głos Narodu” i „Polityka”, z pism współczesnych, jak „Gazeta Wyborcza”, czy „Lithuania”, nawet z organów o obiegu wewnętrznym, jak „Biuletyn Małopolski” Unii Demokratycznej. Jeżeli nawet część tych tekstów pozostawała znana (a przecież olbrzymia większość była zapomniana i trudno dostępna), to dopiero teraz, wchodząc w związki z pozostałymi, nabrała nowych znaczeń, stworzyła nową, spójną jakość. Dodajmy, że wielu utworom przywrócono ich wersję autorską, sprzed ingerencji PRL-owskiej cenzury. Jest tu też szereg artykułów, o których istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia – zostały one wydobyte z rękopisów.

 

Zaskoczenie, zdziwienie – takie niewątpliwie będą czytelnicze reakcje. Na przykład w tomie pierwszym, obejmującym okres od listopada 1931 r. do września 1939 r., z nieoczekiwaną siłą rozbrzmiewa antykomunizm młodego Stommy. Roi się tu od określeń typu „barbarzyński imperializm bolszewicki” (I, 219), „talmudyzm marksowski”, komunistyczna „parodia demokracji” (I, 231)… W dodatku ta postawa wydaje się prymarna, zasadnicza, i chyba także z niej bierze się społeczna wrażliwość Stommy, chwilami o obliczu wręcz lewicowym, w której, jak Żeromski, chce się „zabiec drogę komunizmowi”. Ale przy przedstawianiu „walki świata pracy z supremacją i wyzyskiem kapitału” (I, 151), przy piętnowaniu „wilczych metod” nacjonalizmu (I, 139) pojawiło się z czasem u Stommy zrozumienie, może wręcz sympatia, dla prawicy właśnie, dla programów nacjonalistycznych, nawet dla faszyzmu. Jednak i tutaj podłożem ideowym był zawsze antybolszewizm. Widzimy więc zarówno solidarność z Japonią w jej agresji przeciw Chinom (I, 199), jak i sympatię do gen. Franco (I, 210, 249), zarówno tendencję antyżydowską, wyraźną w sformułowaniu „walka z Żydami to jeszcze nie antysemityzm” i zrozumieniu dla „konieczności likwidacji Judeo-Polski” (I, 243), jak też słowa, brzmiące z dzisiejszej perspektywy wręcz humorystycznie: „Ruchy faszystowskie wnoszą w życie międzynarodowe nowy element, który dla pokoju ma znaczenie dodatnie” (I, 182).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się