Po co Warszawie kolejny teatr?
Grzegorz Reske: Nie wiem, moim zdaniem miasto go nie potrzebuje.
Marta Keil: Na pewno nie chcemy kolejnej teatralnej instytucji.
A jakiej?
MK: Łączącej rozmaite dziedziny: choreografię, sztuki wizualne, teatr niezależny. A takich jest nadal mało w Warszawie.
Mówisz o interdyscyplinarnej instytucji, w której można zobaczyć spektakl, wystawę i film, czy o miejscu działającym w duchu tzw. zwrotu performatywnego (określenie Tomasza Platy)? Czyli takim, w którego ramach powstają wydarzenia performatywne łączące właściwie dowolne dziedziny sztuki?
GR: Wcześniej pisał jeszcze o tym Richard Schechner i parę innych osób. Nam chodzi nie tylko o łączenie dyscyplin w jednym programie, ale o przenikanie się ich w ramach jednego dzieła. Wiele lat temu progresywna część polskiego środowiska zachwyciła się nowym niemieckim teatrem postdramatycznym. Reżyserzy pilnie śledzili Franka Castorfa czy René Pollescha. Natomiast nie nastąpił drugi etap reformy: w niemieckojęzycznym obszarze obok teatrów repertuarowych z silnymi pozycjami reżysera i dramaturga, mocno wpisanych w lokalne środowiska, pojawił się drugi obieg, traktowany równie profesjonalnie. Są to dwa niezależne byty instytucjonalne.
Ale niby dlaczego polski teatr miałby skopiować model niemiecki? Mamy inną tradycję, publiczność i pamięć instytucjonalną.
GR: Oczywiście i dlatego powinniśmy szukać własnej drogi. Zresztą kopiowanie gotowych rozwiązań bez dokładnego przepisania ich kontekstu nie ma najmniejszego sensu.
Może tutaj nie ma twórców, którzy pracowaliby na przecięciu różnych dziecin?
MK: To dlaczego drzwi do Komuny Warszawa się nie zamykają?
Spektakle, o których zaraz szerzej porozmawiamy, produkują też TR Warszawa, Studio, Nowy i Powszechny. Za mało? A może po prostu szukacie nowego zajęcia po tym, jak przestaliście kierować lubelskim festiwalem teatralnym Konfrontacje?
MK: Lubelski festiwal jest ważną częścią zawodowej biografii nas dwojga, ale kolektyw Instytutu Sztuk Performatywnych tworzy sześć osób: poza nami są to Michał Buszewicz, Anna Smolar, Weronika Szczawińska i Piotr Wawer jr, a każdy i każda z nich przynosi własne doświadczenia. Łączy nas natomiast głęboka potrzeba alternatywnych miejsc pracy w polskich sztukach performatywnych: cenimy to, co robią teatry repertuarowe w Polsce, ale mamy poczucie, że to nie wystarcza. Cała nasza szóstka jest w jakimś stopniu zmęczona pracą w jednym modelu instytucji teatralnej, która nie zawsze pozwala rozwinąć nowe praktyki, estetyki i sposoby myślenia.
GR: Dlatego to, co robiliśmy przez wiele lat w Lublinie, wydawało nam się potrzebne nie tylko w kontekście rozwoju środowiska artystycznego, ale też odpowiedzi na potrzeby publiczności. Szukamy narzędzi, aby to kontynuować.