Co więcej, Hans Joas usiłuje niuansować i dodatkowo problematyzować temat Kościoła, a w jego książce próżno szukać całościowych odpowiedzi. Przede wszystkim zaś nie próbuje w swoim eseju przeprowadzić dogłębnej i wyczerpującej refleksji o naturze Kościoła. W gruncie rzeczy chodzi jedynie o głos w bardzo aktualnej dyskusji, bo bezpośrednim pretekstem do napisania książki jest stanowisko kościelnych hierarchów w kwestii polityki emigracyjnej.
*
Pytanie stanowiące tytuł książki jest oczywiście nieco ogólniejszej natury, a lekko sparafrazowane brzmi: czy Kościół może w społeczeństwie odgrywać rolę moralnej instancji? Oczywiste jest, że Kościół próbuje to robić, a większość ludzi daje mu do tego prawo lub nawet w takim moralnym przewodnictwie widzi często jedyną rolę, jaką ma on do odegrania w nowoczesnym społeczeństwie. Joas jest jednak sceptyczny i wskazuje, że sprawa wcale nie jest tak jednoznaczna. Tak bowiem jak Ewangelia jest przewodnikiem w kwestiach wyborów moralnych, ale nie jest w tym samym stopniu wskazówką dla rozwiązywania problemów natury politycznej, tak też Kościół, odwołując się do Ewangelii w indywidualnym prowadzeniu wiernych, niekoniecznie ma prawo wkraczać z ewangeliczną moralnością w dziedzinę polityki. Z perspektywy współczesnego społeczeństwa Kościół jest bowiem zaledwie jedną z opcji wybieraną bądź odrzucaną przez indywidualne osoby. Należy przy tym brać pod uwagę, że moralne zobowiązania jednostki zmieniają się, gdy żyje ona w społeczności, a każda społeczność z kolei powinna zachowywać i pielęgnować własną logikę życia politycznego i gospodarczego. Joas pisze wprost, że motywowana religijnie pomoc niesiona uchodźcom przez chrześcijańskie wspólnoty jest czymś zrozumiałym i godnym podziwu, ale postawa ta nie powinna przekładać się na zajmowanie stanowiska w sprawie polityki emigracyjnej: można bowiem pomagać uchodźcom i wszelkimi siłami taką pomoc wspierać, a zarazem nie godzić się na zniesienie ochrony granic państwowych. Niektórzy zaś ludzie Kościoła uważają się za upoważnionych do zajęcia takiego radykalnego stanowiska politycznego, myląc je z radykalizmem Ewangelii. W tym przykładzie uniwersalizm chrześcijańskiego przykazania miłości, przekładając się na hasła polityczne, może równocześnie prowadzić do dekonstrukcji ram politycznej działalności. Przede wszystkim zaś wysuwanie moralnych apeli natury politycznej należy do porządku społecznego, a jego kształtowanie we współczesnych demokracjach Zachodu leży poza kompetencjami przedstawicieli Kościołów.
Joas pisze przede wszystkim o Kościołach w Niemczech, większość przykładów wypowiedzi kościelnych hierarchów pochodzi z Kościoła protestanckiego. Tymczasem temat jest aktualny także w Polsce – wystarczy wspomnieć dyskusję z okazji Bożego Narodzenia przeprowadzaną na jeszcze wyższym poziomie abstrakcji, gdy z przeróżnych stron wszelkie, także kościelne, autorytety starały się odpowiedzieć na pytanie, czy Jezus był uchodźcą. Konkretne reakcje miały, co zadziwiające, ważne reperkusje polityczne i były wprost odbierane jako opowiedzenie się za lub przeciw polityce aktualnego rządu. Joas zresztą podaje przykłady z innych krajów niż Niemcy, porównując protestanckie Kościoły w Niemczech i Stanach Zjednoczonych i ich różne zdanie w kwestii legalizacji małżeństw homoseksualnych. Takie zestawienie prowokuje do postawienia pytania: czy na podstawie innego stanowiska zajmowanego w kwestiach moralno-politycznych można powiedzieć, że jeden Kościół jest bardziej ewangeliczny niż drugi?